Wielki dom, który jest miejscem zamieszkania rodziny Tsuei i ich licznej służby. Na podwórzu znajduje się wiele roślin, a sam dom urządzony jest w pięknym stylu(japońskim, coś takiego). Na ganku nocą i wieczorem palą się lampiony. Ogólnie dom jest bogato urządzony.
Sam siedziała przywiązana do krzesła, z zamkniętymi oczami. Spała. Poczuła nagle coś mokrego na policzku. Fajnie, ja tak bardzo chciałam mieć psa. - pomyślała. Otworzyła oczy i niedobrze jej się zrobiło. Przed nią stał trzynastoletni chłopak, ale to nie był ten, którego chciała ujrzeć. Owym trzynastolatkiem był Ming, jej bogaty sąsiad i przyszły mąż. Te drugie nie było pewne, ponieważ Sam miała do niego wstręt, nawet większy od wstrętu do latania. Właśnie ją pocałował w policzek. -Co Ci strzeliło do tego kwadratowego łba? - wyraz jej twarzy był pytający i nieco zdenerwowany. Krzesło zaczęło się odsuwać, a kiedy się odsuwało, to Ming szedł na przód. -Ja naprawdę nie chce, żebyś mi lizał twarz- Sam spojrzała na niego z błagalną miną. Ming nadal szedł w jej kierunku. Znowu ją pocałował, ale tym razem w usta. Zaczerwieniła się ze złości i chciała już go uderzyć w twarz. Niestety miała związane ręce z tyłu. -Nienawidzę Cię! - wykrzyczała mu prosto w twarz. Ming miał przez jakiś czas zmartwioną minę, ale mu się poprawiło. -Ja odwrotnie. Przecież i tak wiesz, że będziesz musiała. - chodziło oczywiście o ślub. Zielonooka starała się uspokoić i nie użyć Magii Ziemi. Idiotka... Przecież wiedziała, że ma Magię Ziemi, jakby użyła jej to pewnie do pocałunku by nie doszło. -Mówiłam przecież, nienawidzę Cię. - odparła krótko. Nie chciała żadnego ślubu, nie w najbliższym czasie. -A kogo kochasz? Zastanawiała się nad wypowiedzią. Nie musiała przecież odpowiadać, ale i tak postanowiła powiedzieć. -Kogoś... To nie jesteś ty. - odparła mu najbezczelniej jak potrafiła. Ming odwrócił się i odszedł w jakieś ciemne miejsce. -Niech zgadnę, Twoje uczucia posypały się w drobny mak? - uśmiechnęła się szyderczo. Naprawdę nie obchodziło ją to, czy go zraniła. To nie było ważne. Odparło jej milczenie. Pojawiła się przed nią kolejna postać. Jej ojciec. -Ciebie nie obchodzą uczucia innych, tak? - spytał z kamienną twarzą. Kącik ust podniósł się w lekkim uśmiechu. Podniosła wzrok i spojrzała na niego. -Od Ciebie się tego nauczyłam- spojrzała mu prosto w oczy. Uderzył ją z pięści. Uderzenie było mocne, więc w oczach zebrały się jej łezki. Nadal miała jednak na twarzy szeroki uśmiech. -Widzisz? Nie obchodzi Cię to co mogłam w tej chwili poczuć. - łzy, które były w oczach wylały się i zaczęły ściekać po policzku. Nadal na twarzy miała uśmiech. Sei milczał. Nie potrafił dłużej krzywdzić swojej córki. Odszedł podobnie jak Ming. Zostawiając ją samą w piwnicy. Trzeba stąd uciec. - pomyślała. Po jakimś czasie siedzenia w piwnicy, wpadł do niej ojciec z papierem, atramentem i piórem. Zaczął coś pisać. Treść listu brzmiała tak: "Jeśli chcesz odzyskać swoją przyjaciółkę, przyjdź do rezydencji rodziny Tsuei. W innym przypadku spotkają ją bardzo niemiłe konsekwencje. Sei Tsuei. " Zaadresował go do Toshiro. Skąd on to wiedział? Przez przypadek braciszek Sam się wydał i wszystko powiedział jak na spowiedzi. Szantaż... To było coś co każdy członek rodziny Tsuei dziedziczył w genach. Sam milczała. Wiedziała, że ta sytuacja z listem nie skończy się dobrze. Ale nie wiedziała, co jej ojciec dokładniej miał w planach, nie wiedziała o całym szantażu.
|