#16 2010-01-30 14:40:56

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Postanowiłem napisać opko łączące moją chorą wyobraźnie z awatarem.

Wstęp
Daleko w dalekim wymiarze Flamwidia istnieje imperium zaznaczone na mapie jako niebieskie.
http://img222.imageshack.us/i/1flaminmapa.jpg/
http://img402.imageshack.us/i/2legdaflamingmapa.png/
Rządzi tam szesnastoletni król Artur.
Artur i jego Flamindzy wojownicy potrafią przedostawać się w odległe światy za pomocą dziur czasoprzestrzennych i portali.
Dawno temu królowa Sylwia wypowiedziała wojnę Arturowi i ostatecznie przed reformą wojskową zdobyła Kasas, Solen i inne mniejsze miasta.
Kiedy wojna szaleje na około Artur postanawia wezwać Awatara mistrza czterech żywiołów

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 1: Pułapka w Basing Se

Appa zniżył lot.
Potężne miasto Basing Se ukazało się w całej okazałości.
Młody Awatar Aang siedział na potężnej głowie bizona wpatrując się w metropolie.
Z miasta wydobywały się pojedyncze chmury dymu, czyli„Pamiątka” po najeździe narodu ognia.
Miasto zaczęło się wreszcie zbierać po kilkodniowej, ale niszczycielskiej okupacji narodu ognia.
Magowie ziemi naprawiali mury, wiadukty, po których jeździły pociągi, oraz burzyli liczne pomniki Azuli, lorda Ozai, Sozina, ale zachowali jedyny pomnik.
Pomnik młodego władcy ognia Zuko, który przyczynił się do zakończenia stuletniej wojny między narodem ognia a resztą świata. Koniec konfliktu ten zmienił gospodarkę i pozwolił na rozbudowę wielu osad i miast należących do opornego królestwa ziemi.
Aang przyczynił się do reaktywacji Nomadów Powietrza, którzy powrócili do dawnych świątyń i zaczęli budować nowe.
Taki dobrobyt przywrócił ten świat do dawnego ładu i składu.
***
Appa pojawił się w górnym pierścieniu miasta Basing Se.
Zniżył lot i usłyszeli przeraźliwy głos:
-Moja kapustka. Ten kret ninja zniszczył mi kapustkę. 
-Proszę pana czy może pan to opisać- zapytał jeden z strażników Basing Se.
Jednak cała drużyna awatara zataczała się ze śmiechu.
-O matko! Szturcha mnie kret ninja- udawał Sokka.
-Roarrr rar rar- zażartował Appa
-Widzisz nawet Appa myśli, że ze świrował- powiedział śmiejąc się Sokka
-Krety ninja w Basing, Se - śmiała się Toph- szkoda, że nie widzę twarzy tego gościa.
Appa uniósł się nad murem pałacu i zgrabne osiadł na jego dziedzińcu.
Cała drużyna ruszyła w stronę pałacu.

Weszli do pustej sali tronowej.
Gdy tylko przeszli kawałek ziemia pod ich stopami zapadła się na kilka metrów w dół.
Dwa płaty ziemi zamknęły wylot dziury napełniając jej wnętrze ciemnością.
-Toph, kim oni są- zapytał Sokka.
-To dwa krety ninja- powiedziała Toph
-Najpierw ten gość od kapusty teraz ty- powiedział Sokka
-Nie! Widzę ich dokładnie- powiedziała oburzona Toph-, Czego od nas chcecie!
-Pójdziemy na układ- powiedział jeden z kretów- Oddajcie nam Awatara. A my was wypuścimy.
Drużyna zaczęła się zastanawiać
-Nasz świat potrzebuje awatara- wtrącił inny kret-, jeśli awatar nam nie pomoże ZGINIEMY! 
-Jeśli jest to aż takie ważne to musze im pomóc- powiedział Aang
-Aang nie wiesz, co mówisz- wtrącił Sokka
-Aang ma racje- poparła go Katara
-Dobrze- krzyknął Aang.
Ziemia pod stopami Aanga zmieniła się w filar, który powoli zaczął się przesuwać w górę.
W podłodze Sali zrobiła się mała kwadratowa dziurka, w której po chwili zniknął Aang.

Na górze czekały dwa zamaskowane krety w trójkątnych chińskich kapeluszach i w zielonych szatach i małych zbrojach łańcuchowych.
Jeden z nich wyjął z kieszeni mały sierpowaty nożyk i wbił go w powietrze.
Przejechał nim w dół robiąc niebieski pasek, który rozszerzył się do rozmiarów porządnego owalu. Było to przejście, przejście do innego świata.
-Właź- rozkazał Aangowi kret.
Chłopak wszedł do portalu.
Ostatni kret wykonał kilka ruchów łapkami i dziura, w której była reszta drużyny zaczęła jechać do góry.
Gdy Sokka, Toph i Katara wyjechali na poziom Sali tronowej, kretów ani Aanga już nie było.
-No to Klops- powiedział Sokka

Ostatnio edytowany przez arturros (2010-02-10 14:56:16)


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#17 2010-01-30 19:01:40

Aruchi

BB

Zarejestrowany: 2009-07-21
Posty: 4216
Punktów :   

Re: Wasze Opowiadania

Wee~! Nowe opowiadanie. x3 No to oceniam. ^^

arturros napisał:

Daleko w dalekim wymiarze Flamwidia istnieje imperium zaznaczone na mapie jako niebieskie.
http://img222.imageshack.us/i/1flaminmapa.jpg/
http://img402.imageshack.us/i/2legdaflamingmapa.png/

Linki mi nie działają.TT_TT

arturros napisał:

Rozdział 1: Pułapka w Basing See

Jak mniemam, to pisze się Ba Sing Se. ^^"

arturros napisał:

-Jak myślisz czy coś się zmieniło w Basing See- zapytała Katara

Po pierwsze - Ba Sing Se, a po drugie - pytajniki na końcu pytań.

arturros napisał:

-Jak myślisz czy coś się zmieniło w Basing See- zapytała Katara
-Ja też dawno tam nie byłam- odparła Suki
-Moja kapustka- usłyszeli wysoki męski głos- ty wandalu jak śmiesz niszczyć moją kapustkę.
-Już widać ile się zmieniło- odparł Soka
Appa wylądował przy pałacu królewskim.

Cały czas dialogi, a praktycznie żadnych opisów, więc w końcu nie wiem, gdzie oni są, bo tu udają się do Ba Sing Se (jak zrozumiałam z kontekstu) na Appie, potem słyszą głos kolesia od kapusty, a tu nagle lądują przy pałacu. Mam rozumieć, że lecieli ze sprzedawcą...? ^^" No, bo tak się to rozumie... trzeba więcej opisów. :3

To tyle błędów, które zauważyłam. Poza tym cały czas piszesz kto co mówi, co też nie jest moim zdaniem najlepsze. ^^" Ale ogólnie super się zaczyna, jestem ciekawa co będzie dalej. ;3 Zachęcam do dalszego pisania, bo z pewnością wyjdzie coś niezwykłego i oryginalnego zarazem. ^^

Offline

 

#18 2010-01-30 19:11:47

Triss

Mag Ognia

Zarejestrowany: 2009-06-05
Posty: 6387
Punktów :   
Imię: Ewa.

Re: Wasze Opowiadania

Tak jak Mikuu. Nie przeczytałam całości, ale po przeglądnięciu powiem tak ->

Nie Basing See, tylko Ba Sing Se.
Za dużo dialogów ! Powinieneś zamieszczać opisów więcej - gdzie oni są, co robią, jak ona to mówi, może ze śmiechem, może z płaczem, jak wyglądają itd. Przecinków niekiedy brakuje, tak samo jak pytajników. Poza tym, chyba powinno pisać się tak -

- Bla bla - Powiedział..

A nie -

-Bla bla- Powiedział..

Kurczę, chyba napiszę jakieś opowiadanie, zainspirowana zabawą jak i tym, że ktoś tu coś zamieszcza ^^

Offline

 

#19 2010-02-10 17:16:47

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 2: Król Artur.

Portal zaprowadził Aanga pod potężne mury stolicy imperium Artura.
Flamingo City było wielkim miastem a za razem wielkim centrum Handlu.
Murów tego miasta strzegło około stu legionów Federatti, żołnierzy wyposażonych w długie miecze, oszczepy i prostokątne tarcze.
Mury były poprzecinane systemem wież i umocnień dającym miastu cechę nie do zdobycia.
Nawet od wewnątrz chroniły ich tajne legiony Kretonów, najlepszych magów ziemi likwidujących wrogich szpiegów i agentów. To właśnie oni uprowadzili Aanga z Basing Se.
Stolica imperium była jednak większa niż Basing Se.
Rozciągała się na całej równinie między trzema pasami wzgórz, z jednej strony zaś otoczona morzem.
Aang stał na małym niezasianym polu pod masywnym murem.
Kret zaprowadził Aanga przed bramę z małymi drzwiczkami na jej lewym skrzydle.
Z drzwi wyszedł mężczyzna w hełmie przypominającym hełm rzymskiego centuriona, w asyście dwóch członków straży królewskiej, zamaskowanych wojowników z dwoma mieczami będącymi zazwyczaj przy królu i ważniejszych osobach.
-Oto Awatar Kapitanie Aron - powiedział jeden z kretów i krety zniknęły pod ziemią.
-Bierzcie go- powiedział Kapitan Aron- wsadźcie go tam gdzie te dziwnie umalowaną wojowniczkę.
Strażnicy królewscy skinęli głowami i zabrali Aanga.
Weszli do środka.
Wielkie wielo piętrowe budynki stanowiły najważniejszą część miasta.
Ale za murami znajdował się jedynie parterowe lub piętrowe budynki.
Strażnicy zabrali Aanga do czegoś, co wyglądało jak winda.
Zawiozło ich to na małą stacje o nazwie „dzielnica Ursa”.
Między dwoma peronami stał potężny pociąg z wielką parową lokomotywą z przodu.
W przeciwieństwie do pociągów z Basing Se, te miały cztery pary, kół które jeździły w małych zagłębieniach wiaduktu. Weszli do jednego z sześciu masywnych wagonów i usiedli na siedzeniach. Aang oglądał cały pociąg.
Przypominał on ten w Basing Se, tyle, że ten miał połączone wagony i małe tablice z napisem:
Następna stacja: Centrum Medyczne Lux.
Usłyszeli potrójny dźwięk trąbki i trzask zamykanych drzwi.
Parowy kolos ruszył, ciągnąc sześć dużych wagonów.
Aang podziwiał zmieniającą się ciągle panoramę miasta.
Wraz z każdą stacją panorama zmieniała się, przybywało więcej wysokich budynków, sklepów i tłumów.

Dźwięk trąbki i trzask zamykanych drzwi oznajmiły odjazd z stacji: Aleja bitwy pod In pizzal.
Na tabliczce napisane było teraz: Następna stacja: Aleja Pałacowa (Koniec Trasy)
W porównaniu do stacji: Dzielnica Ursa pociąg był przepełniony pasażerami tak, że trudno było się przepchnąć przez ten tłum.
Ponadto na stacjach często było po trzy perony i po cztery tory.
Po całym Flamingo city rozsiana była sieć linni kolejowych łączących całe miasto.
Stacja: Aleja Pałacowa była dosyć duża i znajdowała się nie za wysoko także Aang i Strażnicy mogli łatwo zejść po schodach i dostać się do ogromnego położonego na wzgórzu pałacu.
Pała otoczony był licznymi ogrodami i placami. Najwyższa główna część mając 10 pięter była najwyższą budowlą w mieście.

Aang został zamknięty w małej celi kompleksu więziennego.
Zauważył znajomą dziewczęcą postać.
Była to Suki, wojowniczka Kiyoshi.
-Aang! Co ty tu robisz?- Zapytała Suki
-Dwa krety ninja mnie tu zawlekły- powiedział Aang
-Mnie zabrali z wyspy Kiyoshi. Mówią, że potrzebują utalentowanej osoby do pomocy Awatarowi- mówiła Suki- wczoraj mnie tu przywieźli.
Usłyszeli szczęk zamka i do środka weszło pięciu członków straży królewskiej, jeden z nich miał na sobie niebieską szatę i hełm rzymskiego centuriona. Czyli był to kapitan.
-Król Artur oczekuje was w Sali tronowej- powiedział kapitan
-Nie mogę chwile odpocząć- powiedział Aang
Kapitan zmierzył go srogim spojrzeniem i powiedział:
-Pięć minut!
Aang rozsiadł się na łóżku.
***
Aang i Suki weszli do ogromnej Sali tronowej.
Sala miała, co najmniej dziewięć metrów, a pod jej sufitem na żelaznych obręczach wisiały lampy.
Na złotym tronie siedział szesnastoletni król Artur.
-Awatar i wojowniczka Kiyoshi- powiedział Król- witam w Flamwidi. Od lat trwa tu wielka wojna między mną a Księżniczką Sylwią- okropną dziewczyną, która chce zawładnąć Flamwidią dla własnych celów. Moi przodkowie zbudowali wielkie imperium, które ma za zadanie zjednoczyć różne ludy. Jednak jest poważną przeszkodą dla Sylwii i rebeliantów.
Razem z Królestwem Kretji walczymy przeciw niej, ale niemałą role odgrywają i plemiona arktyczne, które pomagają nam na morzu.
-Więc jak możemy pomóc- zapytał Aang
-Musicie wyruszyć razem ze mną pokonać Sylwie i przywrócić pokój.
-Zgadzamy się- powiedzieli chórem Aang i Suki.

Ostatnio edytowany przez arturros (2010-02-24 08:13:19)


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#20 2010-02-10 20:11:22

Triss

Mag Ognia

Zarejestrowany: 2009-06-05
Posty: 6387
Punktów :   
Imię: Ewa.

Re: Wasze Opowiadania

Przypominam - by skomentować to opowiadanie należy przejść do odpowiedniego tematu, a mianowicie opowiadania - komentarze. Tam zamieścić trzeba cytat i komentować, jeśli jest ktoś osobą drugą która komentuje cytatu już zamieszczać nie musi. Tutaj, w tym temacie popełniliśmy ten błąd, że skomentowaliśmy tutaj.
Wybacz, ale ja póki co nie skomentuje.

Offline

 

#21 2010-02-11 10:47:12

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 3: W drogę do Hanon

-Królu- powiedział Aang- mam jeszcze jeden mały kłopot. Chciałbym by reszta moich przyjaciół też mogła wziąć w ty udział.
-Czy jesteś pewien- zapytał Artur- to duże ryzyko.
-Liczę się z tym- odpowiedział Aang-, Ale trudno mi walczyć bez nich.
Artur westchnął i powiedział:
-Zawiadomcie Kretonów, mają sprowadzić jeszcze trzy osoby.
-Lemura oraz Latającego bizona- wtrącił Aang.
Orzeł siedzący na żerdzi kiwnął głową i odleciał przez okno pałacu.
-Tym czasem wy możecie się przejść po mieście- powiedział Król- a teraz wybaczcie, ale narada wojenna czeka.
To powiedziawszy Król Artur wstał i wyszedł w pośpiechu z sali tronowej.
Aang i Suki rozeszli się do swoich komnat gdzie oczekiwali na przyjaciół.
***
Pół godziny potem na stacji kolejowej: Aleja pałacowa pojawił się pociąg: Dzielnica Ursa- Aleja Pałacowa a w nim Sokka, Toph i Katara eskortowani przez trzech strażników królewskich.
Wszyscy się przywitali i ruszyli do pałacu.
Jednak w drzwiach zaskoczył ich orzeł z wiadomością.
-Do Awatara- powiedział Orzeł- król was pilnie oczekuje w Sali sztabu. Zaprowadzę was.
Orzeł doprowadził ich do Sali tronowej oraz pokazał ukryte za kotarą drzwi. Prowadziły one na krótki korytarz prowadzący do pięciu drzwi: Pokoju audiencji specjalnej, Sali konferencyjnej 1, Sali konferencyjnej 2, Sali sztabu wojennego i do Sali spotkań specjalnych.
Weszli do dużego pomieszczenia z gigantycznym kwadratowym stołem przedstawiającym mapę Flamwidi.
-Musimy wyruszyć do miasta Hanon- powiedział Artur przesuwając za pomocą wiatru pionka przedstawiającego jego samego trzymającego sztandar ich imperium, czyli flaminga w koronie, trzymającego trójkątną tarcze i miecz w stronę miasta z napisem Hanon, które było otoczone przez figurki dziewczyn trzymające sztandary rebelii, dwie dzidy skrzyżowane na okrągłej tarczy.
-Jak widzicie tak wygląda sytuacja w Hanon, przed końcem miesiąca możemy spodziewać się ataku dla tego spotkamy się z dywizjami 11 i 12 w połowie drogi- powiedział Artur ruszając pionki przestawiające dwa krety z sztandarami i liczbami na brzuchu w stronę nabrzeżnego miasteczka o nazwie Shinom położonego w połowie drogi do Hanon- dalej nie będziemy mogli korzystać z latającego bizona.
Cała drużyna zgodziła się z Arturem i zaczęła przygotowania do wyprawy.

Appa stanął na królewskim lądowisku, z lądowiska korzystały odziały latające na olbrzymich flamingach i coś w rodzaju samolotów zwane, Speedflamingo (ang. Szybki Flaming).
Artur wsiadł na Appe i razem z całą resztą odleciał na wielkim bizonie na południowy zachód w stronę Hanon.
-Mam nadzieje, że nie spotkamy żołnierzy rebelii- powiedział Artur, gdy przelatywali nad lasem.
Jednak trzy ogniste pociski przeleciały koło Appy i uderzyły w pobliski las.
Artur spojrzał w dół i zobaczył cały pułk wrogich wojowniczek skoncentrowany przy pięciu katapultach.
-Przygotowują ostrzał- ostrzegł Artur- Jest ich cały pułk
-I, co my mamy zrobić- zapytała Katara
-Lądować w lesie- odpowiedział Artur- to jedyne wyjście
-Ale stracimy czas- powiedział Aang
-Lepiej stracić czas czy życie- ryknął Artur.

Appa wylądował na małej polanie.
Wokół otaczały ich drzewa liściaste a między nimi płynęła mała rzeczka.
Artur szybko poprowadził ich w głąb lasu, jednak Appa trudno przeciskał się przez szczeliny i łamał gałęzie oraz czasem i drzewa.
-Pewnie spalą las. Mamy mało czasu- popędzał Artur
Jednak jego obawy na razie się nie potwierdzały. Ale zapowiadał się długi postój.

Ostatnio edytowany przez arturros (2010-02-16 14:34:45)


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#22 2010-02-12 08:28:47

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 4: Pułapka w lesie Bizona

Katara nabierała właśnie wody na ugotowanie kolacji.
Po brawurowej ucieczce przed siłami rebelii cała drużyna rozbiła obóz niedaleko rzeki
Ying przepływającej przez całą puszczę.
-Hej Suki- zagadnął Sokka- ładny dzisiaj wieczór, to może gdzieś wyjdziemy.   
-Wybacz, ale razem z Arturem i Katarą idę zbierać Flamindze jagody- opowiedziała Suki- będą świetnie smakować z sokiem mlecznika* na śniadanie.
Sokka odszedł obrażony jednak Artur złapał go po chwili i powiedział:
-Hej Sokka! Może tak pójdziemy na małe polowanie. W okolicy widziałem ładne dziki, które będą się nadawać się na kolacje. Co ty na to?
-Dobra- powiedział Sokka i poszedł do swojego namiotu.
Po chwili Artur i Sokka wyposażeni w włócznie i harpuny poszli do lasu.
***
Artur i Sokka znaleźli sobie ładną zasadzkę i rozsypawszy wokół jagody zaczaili się na dzika.
-No i co będziemy robić- zapytał Sokka
-Poczekamy aż przyjdzie, potem cisnę go harpunem i weźmiemy go do obozu.
-Dobra, ale, po co ci ja
-Potrzebuje szybkiej ręki- powiedział Artur dając Soce jeden harpun.
Chwile potem na polanie pojawił się jeden dzik.
Artur i Sokka rzucili harpuny załatwiając dzika.
Jednak dzik był tylko przynętą.
Z krzaków wyskoczyły zamaskowane wojowniczki i pojmały Artura i Sokke.
Zatarły wszystkie ślady i zawlekły dwóch chłopaków do dużego zbiorowiska namiotów otoczonego palisadą. Na maszcie powiewała czerwona flaga z dwoma włóczni skrzyżowanymi na tarczy. Był to herb księżniczki Sylwii, czyli kraju rebelii.
Wojowniczki zawlekły ich do największego namiotu gdzie skuto ich w kajdany.
-No to klops- powiedział Sokka- jednak nas złapali! A mówiłeś, że nie złapią.
-Błądzić rzecz ludzka- powiedział filozoficznie Artur.
-I ty jeszcze taki spokojny- marudził Sokka- nie dość, że wpakowałeś nas w kłopoty to jeszcze się mądrzysz.
-Kiedy przyjdzie czas wyrwiemy się stąd- planował Artur.
Jednak zamilkli, kiedy do środka weszła wojowniczka ubrana w hełm centuriona z czerwonym pióropuszem i czerwoną peleryną.
-Kogo my tu mamy- powiedziała- szanowny król Artur i … jakiś gość.
-Jestem Sokka z plemienia wody a nie „jakiś gość”- wrzasnął Sokka jednak jedna z zamaskowanych dziewczyn wepchnęła mu jabłko do ust.
-A, więc widzę tu szanownego króla Artura- mówiła
-A ja tylko jakąś brzydule- powiedział Artur, co rozzłościło dziewczynę.
-Chamski jesteś- powiedziała wściekła dziewczyna- zobaczymy czy księżniczka Sylwia będzie łaskawa darować ci życie. A jeżeli nie to cię przerobi na salami. Ale to nie mój problem, bo i tak awansuje mnie na Majora.
***
Tym czasem w obozie Aang zebrał wszystkich na nradę, nawet bizon Appa przysłuchiwał się rozmowie.
-Artur i Sokka nie wracają już od trzech godzin- mówił Aang
-Mnie też to niepokoi- powiedziała Suki- Sokka przybiegłby pewnie do mnie z upolowanym dzikiem i zmyślał, jaki to on świetny w polowaniach.
-Może lepiej by ich poszukać- zaniepokoiła Katara- nie wiem, w co mogli się wplątać.
-A mnie to nie obchodzi- powiedziała obojętnie Toph
-Toph! Ty…- zaczęła Katara, ale się w porę się opamiętała
-No, co! Po prostu ci dwaj pewnie zaplątali się w żyłkę do wędki i tyle- powiedziała Toph najobojętniej jak potrafiła.
-Jakby, co to widzę niedaleko obóz żołnierzy rebelii a Artur i Sokka skuci w kajdany- dodała niby obojętnie Toph
Cała drużyna (razem z przymuszoną Toph) ruszyła w stronę lasu.
***
W obozie szykowano się na wizytę eskorty, która miała zabrać Artura i Sokke do królowej szturmującej wschodnie fortyfikacje imperium Artura.
Artur zagadnął do Sokki:
-Możemy się wyrwać, kopnij tylko w te wiadro.
-Ale, co to pomoże
-Kopnij, bo inaczej nie zobaczysz nigdy…
Sokka jednak nie czekał na zakończenie mowy kopnął w wiadro.
Woda z pomyj wypłukała wapienną kolumnę, na której stał złoty miecz, nagroda za osiągnięcia bitewne. Miecz upadł i przeciął sznurek podtrzymujący belkę, na której umocowane było wiadro z cegłami.
Belka upadła a wiadro rozwaliło łańcuch przytrzymujący Artura.
Artur jednym susem znalazł się obok kluczy, otworzył kajdany Sokki.
-No i co teraz- zapytał Sokka
Artur popatrzył na stroje wrogich wojowniczek i peruki.
Odpowiedź sama wpadła mu do głowy.
-Nie zrobisz tego- powiedział ze strachem Sokka jednak było już za późno…

Arturowi i Soce udało się zmylić przebraniem straże i uciec z obozu.
-Będziemy daleko zanim się zorientują- powiedział w biegu Artur
-A musze biec w tej kiecce- zapytał Sokka
-Właściwie to ich zgubiliśmy- powiedział Artur zrzucając strój wojowniczki.
Sokka zrobił to samo, ale po chwili wpadł na jakąś inną osobę, odbił się i wylądował na drzewie.
Rozbił się właśnie o biegnącą Suki.
-Sokka
-Suki
-Jak miło cię widzieć- powiedziała Suki
-A tęskniłaś- zapytał Sokka
-Sorki, że przerywam, ale już się zorientowali, że zwialiśmy- przerwał im Artur i pobiegł w stronę Appy.
Po chwili wszyscy wsiedli na bizona i odlecieli z lasu.
-Wiecie jak nazywa się ten las- zagadnął Artur
-No jak- zapytała Katara
-Las bizona- Odpowiedział Artur wskazując na Appe.
___________________________________________________________________________
*-Drzewo żyjące na terenie całej Flamwidi. Sok z ich owoców smakuje zupełnie jak mleko.


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#23 2010-02-12 17:19:59

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 5: 11 dywizja.

Od czasu, gdy Aang, Sokka, Katara, Suki i Artur uciekli na Appie z Lasu Bizona minęło wiele spokojnych dni, w których i tak nie działo się nic niezwykłego.
Aang wybłagał Artura by on uczył go Flamindzej magii.
Flamindza Magia polegała na używaniu Mocy Flamisu do kontrolowania różnych przedmiotów. Aang do tej pory nauczył się jedynie unosić kamień na 3 metry i wykonania nim trzech obrotów, może wydawać się to banalne, ale przeciętnemu magowi, nauka tego ruchu może zająć półtorej tygodnia. Dla tego nauka w twierdzy flamingów zajmuje 5 lat + rok praktyk.  Aang według Artura opanowuje magie flaminga bardzo szybko i niedługo będzie gotowy przejść do bardziej zaawansowanych ruchów i ciosów.
Jednak dzisiejsza przygoda jest warta do opisania…
-Długo jeszcze- marudził Aang- Appa jest zmęczony!
-Roaaaaarr- ryknął Appa
Artur poklepał Appe po głowie i powiedział:
-Wytrzymaj jeszcze trochę Appa, jeszcze kilka kilometrów.
-Może lepiej wylądujmy- poparła Aanga katara- Appa jest, co raz bardziej zmęczony.
Artur zmarszczył brwi i zaczął się oglądać po terenie.
Jednak! Jedna rzecz zwróciła jego uwagę, ogromna forteca z flagami Imperium, flamingiem w koronie, trzymającym miecz i tarczę na niebieskim tle.
-Widzę fortece- powiedział Artur- Appa postaraj się jeszcze kawałek.
Widać Artur zmotywował Appe, bo ten zmarszczył brwi i znacznie przyspieszył.
-Dobra Appa, nie musimy szaleć- powiedział przestraszony szybkością Artur, jednak Appa go zignorował i przyspieszył jeszcze bardziej.
Artur przełknął ślinę i złapał się kurczowo siodła.
  Appa jednak spokojnie osiadł na lądowisku w fortecy.
Od razu przybiegł do nich jakiś mężczyzna i powiedział do Artura:
-Panie, kapitan 11 dywizji chcę z panem rozmawiać
-A dostaniemy wsparcie flamindzych wojowników (magów) - zapytał Artur
-Pewnie tak Sir, ale nie wiem czy na pewno- powiedział mężczyzna, ukłonił się i odszedł w stronę boksów z olbrzymimi czerwonakami.
-Obowiązki czekają- powiedział Artur, i skoczył na położony, co najmniej pięć pięter wyżej od lądowiska balkon.
-Spotkamy się w kantynie na obiedzie- zawołał do nich z balkonu Artur i oddalił się w głąb budynku.
-Pozostaje nam tylko po zwiedzać- powiedziała Suki i razem z Sokką poszła na mury po oglądać panoramę.
-Ja tam idę potrenować z magami ziemi- powiedziała Toph
-A są tu w ogóle magowie ziemi- zdziwiła się katara
-No oczywiście- powiedziała oburzona Toph- oprócz magów flaminga są tu jeszcze magowie żywiołów.
Aang i Katara zostali sami.
-To, co zrobimy…- zapytał nieśmiało Aang
-Może się przejdziemy po lesie- zapytała Katara
-Dobrze- powiedział Aang i razem z Katarą poszedł do bramy.
***
Wielki zegar na największej wieży wybił, 14 czyli porę obiadową.
Cała twierdza stłoczyła się w ogromnej kantynie.
Artur pojawił się w kantynie z dobrymi wiadomościami.
-Mam dwie dobre wiadomości- powiedział Artur- pierwsza, że wszyscy zjemy dziś w restauracji kapitańskiej. Druga, że niedaleko znajduje się obóz 11 dywizji, która ma dołączyć do nas podczas dogi do Hanon. Mam też jedną złą wiadomość, musimy przejść „Kanion Zagłady”. Najgłębszy kanion, jaki cała Flamwidia widziała.   
To niestety pogorszyło nastrój ekipy.
-Mam nadzieje, że spodoba się wam jedzenie w restauracji kapitańskiej- powiedział dla poprawy nastroju drużyny Artur i zaprowadził ich do dużej Sali ze stołami i najróżniejszymi potrawami.
***
Następnego dnia, Appa z samego świtu szybował w przestworzach w stronę gdzie znajdować miał się obóz 11 dywizji.
Wszyscy, oprócz Aanga i Artura spali sobie smacznie.
-A ten kanion zagłady jest aż taki okropny- zapytał Aang
-Wiesz, tu nie o kanion chodzi, ale o największy obóz rebeliantów na ziemiach mojego imperium, przy dobrym przewodniku przejdziemy przez kanion bez strat- powiedział Artur
Uśmiech zagościł na twarzy Aanga jednak spotęgował się, gdy zobaczyli ogromne skupisko namiotów otoczone palisadą z wetkniętą w środek flagą imperium Artura, to musiał być obóz 11 dywizji, do którego zmierzali.
Artur obudził wszystkich a Appa wylądował po środku obozu.
Po krótkiej rozmowie Artura z dowódcą 11 dywizji skład Awatara puszył w drogę do Hanon razem z 11 dywizją.


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#24 2010-02-14 10:39:36

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 6: Kanion zagłady
Część 1: Plany i Wejście

Dywizja 11 dotarła do kanionu zagłady.
Artur i Kapitan Kisuke rozmawiali w skupieniu.
-Słuchaj Kisuke- powiedział Artur- ten kanion jest wyjątkowo niebezpieczny, może lepiej obejdźmy go dookoła.
-Nie ze mną takie numery- powiedział Kapitan Kisuke- moja dywizja się nie podda tak łatwo. Może to największy i najgorszy kanion w całym imperium, ale damy radę.
-Jak ty chcesz przemieścić 500 żołnierzy pod nosem wroga- powiedział Artur
-Może już pora zlikwidować tę bazę- zaproponował Kisuke z szelmowskim uśmieszkiem.
-Jak masz niby zamiar to zrobić- próbował zgasić go Artur
-Możemy użyć materiałów wybuchowych w ich centrum zasilania kryształowego, pozbędziemy się całego fortu- zaproponował Kisuke
-Kisuke, szalony z ciebie geniusz- powiedział Artur- jak masz niby to zamiar zrobić.
-Nie masz, tylko mamy- odpowiedział Kisuke- poprawna forma brzmi: Jak MAMY to zrobić.
-Nie wciągniesz mnie w to- powiedział zdenerwowany Artur.
-Kiedy będziemy w Hanon codziennie postawie ci kraba- zachęcał Kisuke
-Zgoda- odpowiedział Artur- tylko wezmę ze sobą awatara i resztę.
-Ja sporządzę materiały wybuchowe- powiedział Kisuke i odszedł 
Artur podszedł do Appy, przy którym wszyscy się uwiali.
-Mamy zadanie- zawiadomił Artur
-Ale Sokka i Suki poszli na spacer, więc nie jesteśmy w komplecie- powiedział Aang
-Trudno w piątkę sobie poradzimy- powiedział obojętnie Artur
-Jaką piątkę- zapytała Toph- Chyba jesteś kiepski z matmy.
-Idzie z nami jeszcze kapitan Kisuke i Ja- powiedział Artur
-A, co mamy dokładnie zrobić- zapytała się katara.
-Wysadzić fort w kanionie zagłady- odpowiedział Artur i odszedł.
Aang wymienił spojrzenia z Katarą i pobiegli do namiotu Artura.
Chłopak właśnie polerował swój miecz z liną i przywiązaną do liny kotwicą na ramieniu.
-Artur- powiedział wchodząc do namiotu Aang- czy się nie przesłyszałem.
-Nie
-Czyli wysadzimy tę bazę?
-To plan Kisuke- powiedział Artur- z nim gadaj.
Aang wyszedł z namiotu i powiedział do czekającej tam Katary:
-Mówił, że to plan kapitana Kisuke. Ale pewnie nas wkręcił…
-Warto spróbować- poparła go katara- może to prawda.
Oboje odwrócili się i poszli w stronę namiotu kapitana Kisuke.
Kapitan Kisuke miał blond włosy opadające mu do karku i zazwyczaj (jak to w stylu wojowników rozczochrane). Jego szata składała się z długiej peleryny z dużym trójkątem (znakiem dywizji) w środku naszytego trójkąta znajdował się numer dywizji, czyli w tym wypadku duża 11.  Kapitan Kisuke pod szatą miał założoną zbroje łańcuchową dla tego, że pomimo spokojnego wyglądu często wpadał w kłopoty.
Aang i katara weszli do namiotu kapitana sporządzającego papierowe rurki napełnione prochem. Właśnie plombował ł szóstą z rurek, gdy Aang i katara weszli do namiotu.
-Artur powiedział nam o planie…zaczął, Aang
-Prawda, że genialny- zapytał Kisuke uszczęśliwiony, że pytają o jego najlepszy wymysł.
-Mam kilka uwag, co do planu- powiedział Aang, co sprawiło, że uśmiech ustąpił z twarzy kapitana Kisuke- jak pan ma zamiar wejść do największej siedziby wroga i ją wysadzić.
-Już Artur coś wymyśli- powiedział lekko zawiedziony kapitan.
-Ale plan nie jest w pełni dopracowany- mówił, Aang co rozzłościło trochę kapitana.
Widać było, że kapitan Kisuke nie jest już w najlepszym nastroju.
-Dobrze- powiedział rozzłoszczony po kilku przygniatających argumentach Aanga- zaraz razem z Arturem dopracujemy plan.
-Dziękuje bardzo -powiedział Aang i wyszedł z namiotu.
Kiedy Aang wyszedł z namiotu kapitan Kisuke cały rozłoszczony uderzył czołem w stół i zaczął się uspakajać.
-Kiedy rozmawialiście o niedopatrzeniach w planie ten kapitan Kisuke był wściekły- zauważyła Katara
-Starałem się mu to powiedzieć najłagodniej jak się dało- usprawiedliwiał się Aang
-I dobrze! Bo jeszcze by wybuchnął i pogoniłby nas z mieczem- zażartowała Katara
Aang i Katara szli przez wielkie obozowisko na skraju terenów „Kanionu zagłady”.
Żołnierze wznosili palisadę na skraju obozowiska, inni ustawiali maszt z flagą narodową, a jeszcze inni przyrządzali obiad.
Po obozie rozmieszczone było około 250 namiotów dwuosobowych oraz namiot dla Aanga i Sokki oraz namiot dziewczyn, Artur spał w swoim własnym namiocie w centrum obozu.
Tak wyglądała cała sprawa.
***
Artur, Kisuke oraz Aang, Katara i Toph wyszli po zmroku z obozu.
Podeszli na skraj kanionu. Wbili w ziemie długie zakrzywione haki, do których przymocowane były liny. Trzymając się lin zeszli na skalną półkę, z której doskonale widać było fortyfikacje.
Fort podzielony był na pięć wież.
Cztery wieże były po bokach fortu A jedna w jego środku.
Między wieżami było wiele murów i budynków, po których dachach chodziło się jak po murach.
-W podziemiach tej najwyższej wieży znajduje się skupisko kryształów energetycznych, źródło zasilania w całej bazie. Dzięki tym kryształom potrafią oświetlać pokoje oraz lepiej gotować jedzenie, dla tego linie mocy biegną po całej bazie. Wysadzając je zniszczymy cały fort- tłumaczył kapitan Kisuke.
-Ale jak mamy się tam dostać- zapytała Toph
Artur złapał za swoją kotwicę, jedną część liny przywiązał do dużego słupa skalnego i cisnął kotwicę w stronę fortu.
Kotwica zahaczyła się kawałek muru a Artur odpiął miecz w pochwie od paska i zjechał na tym po linie.
Kisuke zrobił podobnie, Aang zjechał na swoim kiju a Toph i katara na znalezionych kijach.
Wszyscy weszli na mur i po cichu zaczęli się przekradać do głównej wieży.

Ostatnio edytowany przez arturros (2010-02-14 10:46:24)


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#25 2010-02-15 20:18:18

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 6: Kanion zagłady
Część 2: Baza w kanionie zgłady

Aang, Katara, Toph, Artur oraz dowódca 11 dywizji kapitan Kisuke przekradli się do fortu.
Artur szybko usunął kotwicę i bez słowa poprowadził wszystkich do niewielkiej wierzy.
Zeszli po spiralnych schodach wieży na poziom budynków-murów łączących kamienne mury fortecy z wieżą główną i mniejszymi wieżami z ukrytymi w środku schodami.
Forteca wyglądała trochę jak duże miasto pełne zamaskowanych wojowniczek Rebelii.
Artur poprowadził ich schodami na jeden z mniejszych budynków, tam pojawił się problem, jedna z wojowniczek uzbrojona w długą włócznię i tarczę maszerowała po dachu.
Artur szybko ukrył drużynę w małym kolistym pomieszczeniu.
Ciemność nie pozwalała im nic zobaczyć.
-Chyba ich zgubiliśmy- powiedział Artur
Jednak Katara popchnęła Aanga, który wcisnął łokciem jakiś guzik.
Podłoga zaczęła jechać do góry, gdy Aang wcisnął przycisk niżej zaczęła jechać w duł.
-Chyba wiem gdzie jesteśmy- powiedział Kapitan Kisuke- w windzie towarowej.
-To wyjaśnia, czemu jedziemy w górę i w dół- powiedziała Katara.
Jednak winda w jednej chwili stanęła rzucając wszystkich na podłogę.
-Tamta zorientowała się chyba, że winda działa- powiedziała zaniepokojona Toph- idzie tutaj.
Kisuke wyjął z kieszeni pięć kulek i cisnął nimi o podłogę.
Kulki wystrzeliły chmury dymu, które zaciemniły kompletnie wnętrze windy.
-Co znowu- powiedziała dziewczyna, whodząc do okrągłego pomieszczenia.
Jednak drzwi za nią zatrzasnęły się.
-Ha ha ha! Śmieszny żart- powiedziała zamknięta w windzie dziewczyna.
Tym czasem Artur poprowadził drużynę przez dachy kilku budynków aż dotarli do wieży głównej.
Kiedy mieli przejść przez ostatni zakręt Artur wpadł na jedną z dziewczyn, która wrzasnęła:
-Chłopak!!!
Cała reszta wykorzystała (zgodnie z zaleceniami Artura) sytuacje i pobiegła do głównej wieży.
Artur wpakował się w niezłe tarapaty, walczył dzielnie, ale po chwili przewaga liczebna była przytłaczająca i po chwili cały tłum dziewczyn schwytał Artura i zawlekł go do więzienia.
Kapitan Kisuke, Toph, Aang i Katara weszli do wielkiego pomieszczenia z posągiem dziewczyny w koronie trzymającej miecz.
Byli właśnie na jednym z balkonów.
Po drugiej stronie balkonu znajdowało się zejście na sam dół.
Niestety z powodu schwytania Artura rozstawiono dodatkowe straże i obok posągu kręciło się już pięć wrogich wojowniczek.
-Nie przejdziemy- powiedział Kapitan Kisuke- jest ich za dużo
-Mam pomysł- zaproponowała Toph- ja i katara przebierzemy się za wojowniczki a wy za naszych jeńców.
Po chwili na sale wkroczyły dwie dumne wojowniczki trzymające na łańcuchach dwóch jeńców.
-Hej wy- zapytała jedna z dziewczyn-, co wy tu robicie?
-Przybywamy z obozu w lesie bizona- kłamała katara- zamkniemy jeńców w lochach.
Katara i Toph zeszły do podziemi bazy.
-Zaraz! Przecież tu nie ma lochów- zauważyła jedna z dziewczyn i pobiegła, za Toph i Katarą, ale po chwili jej hełm potoczył się po podłodze w podziemiach.
Artur tym czasem siedział na półce skalnej czekając na powrót Kisuke, Toph, Katary i Aanga.
Jak łatwo je zmylić- pomyślał Artur- wystarczyła jedna sztuczka i jestem tutaj.
Toph i Katara razem z Kisuke i Aangiem dotarli pod centrum zasilania.
Jednak ktoś tam był.
-Spodziewałam się was tutaj- powiedziała dziewczyna zdejmując kaptur.
Miała długie brązowa włosy opadające jej na ramiona, na głowie nosiła złoty diadem a u pasa miała dwa miecze.
-Kim jesteś- zapytał Aang
-Jestem Carka, prawa ręka Królowej Sylwii oraz naczelny generał rebelii- powiedziała dziewczyna- widać, że chyba próbujecie wysadzić fort.
-Zrobicie to po moim trupie- wrzasnęła dziewczyna wyjmując miecze!
Kapitan Kisuke wyjął miecz, Aang złapał swój kij, Katara stworzyła kolejny strumień, a Toph uniosła do góry skałę.
-Czterech na jedną. To nie sprawiedliwe- powiedziała Carka- powinnam walczyć jedną ręką.
-Kpij sobie do woli- rzekł Kapitan Kisuke- wiem, że w sile dorównuje ci mało, kto, ale w mądrości dorównałby ci każdy.
-Mądrość nie zda ci się na nic w walce ze mną- powiedziała pewnie Carka- tutaj trzeba siły.
Dziewczyna zamachnęła się mieczami na Kisuke.
On poczekał aż ta zbliży się do niego i nie tracąc zimnej krwi czekał żeby zadać decydujący cios. Cios ten nastąpił bardzo szybko i nim wszyscy się zorientowali Carka poleciała metr w górę i wylądowała pięć metrów od Kapitana Kisuke.
-Już wiem, czemu nazywają cię pędziwiatrem z legionu- powiedziała Carka nieco zdziwiona siłą kapitana.
-To dzięki tym silnym ciosom zyskałem dowództwo nad dywizją- chwalił się Kisuke- powalałem wszystkich na turniejach zanim sędzia skończył gwizdać na start.
-Ze mną nie będzie ci tak łatwo- zgasiła go Carka- może i nie jestem najszybsza, ale potrafię chłopaka poszatkować w pięć minut.
Carka znowu zamachnęła się na Kisuke. Ten zamiast czekać uskoczył.
Miecze Carki rozwaliły pół ściany w niedużym pomieszczeniu.
-Na serio jest silna- szepnął Aang
Carka ścigała Kisuke po całym pomieszczeniu demolując to, co raz nowe przedmioty.
Zniszczyła już: starą wazę, komplet filiżanek do herbaty, statuę przedstawiającą dziewczynę z mieczem, oraz stertę pudeł, które zniszczyły się zanim ktoś zobaczył, co jest w środku.
Kisuke jednak stanął przed Carką i celnym ciosem odepchnął ją na drugi koniec sali ciskając ją o ścianę. Dziewczyna była już wściekła.
-Rozwalałam lepszych od ciebie- mówiła wściekła-, czemu nie mogę cię zabić.
Kisuke wykorzystał te chwile i powalił dziewczynę na ścianę.
Carka osunęła się po ścianie na podłogę.
Kisuke wziął pęk kluczy przypiętych do pasa Carki i otworzył wielkie żelazne drzwi do centrum zasilania.
W centrum zasilania było pełno ogromnych kryształów z podłączonymi przez przyssawki kabli.
Kisuke podłożył bombę przy największym i odizolował ją mocą by móc ją odpalić, kiedy przyjdzie czas.
-Teraz musimy tylko z stąd zwiać- powiedział Kisuke
-Z tym będzie kłopot- powiedziała Toph- na zewnątrz jest pełno dziewczyn.
Kiedy wykradli się z podziemi zauważyli wielki kopiec po środku placu.
Z kopca wyszło kilu kretów żołnierzy. Jeden z nich powiedział do nich:
-Wysłał nas król Artur, mamy was odeskortować do obozu. Więc wejdźcie do tego kopca.
Wszyscy weszli do kopca.
Po chwili chodzenia po ciemnych korytarzach zaleźli drabinę na zewnątrz.
Wyszli w samym środku obozu.
Jeden kret zatrąbił cztery razy i po chwili cała dywizja zgromadziła się w obozie.
Kapitan Kisuke wykonał prosty ruch dłonią i z kanionu buchnęła żółto czerwona fala oraz chmura dymu.
Największa baza rebeliantów utrudniająca dziesiątką oddziałów przemieszczanie się została zniszczona. Teraz 11 dywizja może spokojnie udać się do Hanon.


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#26 2010-03-02 18:09:42

 arturros

Zbanowany

Bla bla bla
Skąd: Warsaw
Zarejestrowany: 2010-01-30
Posty: 173
Punktów :   
Zainteresowania: Latanie Samolotami, tworzenie
Imię: Artur
Żywioł: A bo ja wiem.
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Księga 1: Imperium Artura
Rozdział 7: Czerwona wstęga

Kolejne dni podróży mijały spokojnie i bez żadnych niespodzianek.
Od kilku tygodni Skład Awatara wraz z królem Arturem i 11 dywizją podróżuje do Hanon.
Wkrótce ma dołączyć do nich też 12 dywizja mająca wesprzeć ich w bitwie pod Hanon.
Jednak dni mijały i nie otrzymywali żadnych wiadomości od 12 dywizji.
Od kiedy przekroczyli Kanion Zagłady znaleźli się na piaszczystej równiej pustyni.
Kilka dni wcześniej zatrzymali się w Shinom, mieście położonym na pustyni.
Na pustyni oprócz Shinom nie znajdowało się za dużo miast, więc wiadomości do tej pory nie dotarły do 11 dywizji.
Krajobraz stawał się coraz łagodniejszy. Niedawno zaczęły pojawiać się drobne drzewa i rzeki, co zwiastowało, że zbliżają się do Hanon.
Z powodu, że musieli podróżować z 11 dywizją nie mogli lecieć na Appie.
To utrudniło i spowolniło znacząco podróż.
Pewnego dnia Artur rzekł:
-Widzę koniec pustyni. Chyba za trzy dni dotrzemy do Hanon.
-No na nareszcie- zajęczał Sokka – mam już dosyć tego piachu. 
-Przed chwilą mówiłeś mi, że piasek jest romantyczny- powiedziała zdziwiona Suki.
-No, bo ten- plątał się Sokka- jest nudny, ale romantyczny… znaczy się romantyczno nudny znaczy się nudny romantycznie…
-Mówisz, że rzeczy romantyczne są nudne- powiedziała Suki i uderzyła Sokke złożonym wachlarzem w głowę.
Sokka pomasował się w bolące miejsce.
-Sokka znowu cię podrywał- uspokoiła Suki Katara.
Suki zachichotała.
-Co się śmiejesz- zapytał Sokka- chyba nie mam nic na twarzy.
Appa szedł po piasku niosąc na plecach całą drożynę.
Artur siedział na głowie bizona kierując stamtąd całą wyprawą.
-Zakochana para- zaczął sobie podśpiewywać Artur.
Ale Suki przyłożyła mu wachlarzem mówiąc:
-I to mówi ktoś, kto się nie zakochał.
Twarz Artura posmutniała i chłopak zwiesił smętnie głowę.
Po jego minie można było zauważyć, że z tymi słowami nie kojarzy się nic dobrego.
-Coś się stało- zapytała Katara
-Nie nic- skłamał Artur, ale po jego twarzy można było wywnioskować, że to coś przykrego.
Widać było, że do Artura wracają przykre wspomnienia.
-Może nam to powiesz, będzie ci łatwiej- powiedziała delikatnie Suki
-Dobra- powiedział Artur- zaczęło się to, kiedy obejmowałem władze nad imperium mojego ojca. Spotkałem ją podczas inspekcji w siedzibie wojowników. Była najbardziej utalentowana zyskała przezwisko: „czerwona wstęga” dla tego, że zwykle miała do miecza przypiętą czerwoną wstęgę. Zwała się Hermia i często mi pomagała.
Pewnego dnia wyruszyła, jako kapitan 20 oddziału wojowników na misję i nie wróciła.
-Przykro nam- powiedziała zasmucona Katara.
-No nic- odpowiedział Artur- przeszłość to przeszłość nie zmienisz jej.

Cała dywizja 11 rozbiła obóz na skraju pustyni.
Artur wyszedł obejrzeć sobie zachód słońca z najbliższej skały.
Wyszedł z obozu i wskoczył na skałę.
Usiadł na skale i zaczął podziwiać zachód słońca, kiedy nagle wyskoczyła zamaskowana wojowniczka.
Artur nie zdążył wyjąć miecza a czerwona wstęga śmignęła mu przed oczami.
Padł na ziemie i nim zdążył się zorientować leżał na skale pobity.
Wojowniczka nosiła czarną szatę i białą maskę z czerwonymi wzorami.
-Kim jesteś- wyjąkał Artur, ale nie otrzymał odpowiedzi.
Dziewczyna patrzyła na niego chwile, ale potem zabrała go zapewne do swojej kryjówki.
-Artur jak zwykle gdzieś zniknął- powiedziała Katara
-I pewnie znowu wpakował się w kłopoty- mówiła Suki- tak samo jak wtedy, gdy Sokka poszedł do tej oazy i wrócił ze stadem dzikich flamingów na ogonie.
-Coś czuje, że ma kłopoty- odezwała się siedząca w kącie namiotu Toph.
-Widzisz coś- zapytała Katara
-Tak. Artura oraz zamaskowaną zabójczynie- starała się powiedzieć najobojętniej Toph- ma spore kłopoty.
Wszystkie dziewczyny wybiegły z namiotu i pobiegły do namiotu Aanga i Sokki.
-Artur znowu się w coś wpakował- zawiadomiła wszystkich Katara.
-Czyli już piętnasty raz- powiedział Sokka
-Szesnasty- wtrącił Aang
-Sokka, on cie uratował przed tą hordą flamingów w Shinom gdyby nie on…- mówiła Katara
-Tak, wiem zadziobałyby mnie do krwi- powiedział Sokka- skąd miałem wiedzieć, że strzegą tych kwiatków.
-To, czemu ten kwiatek nazywa się Flamindza Lilia i zabroniono jego zrywania. Głąbie!- Powiedziała katara   
-Czyli, co tym razem- zapytał Sokka   
-Ktoś go porwał, mam nadzieje, że sobie poradzi- powiedziała Katara
Tym czasem Artur toczył pojedynek z zabójcą, to było dość trudne, bo zabójca walczył jak on.
-Mówiono mi, że jesteś silny, ale nie wiedziałam, że aż tak- odezwał się chłodny kobiecy głos.
-A ja mam, co do ciebie de ja wu- powiedział Artur i zdjął zabójcy maskę.
Pod nią znajdowała się twarz trzynastoletniej dziewczyny, która wydała się Arturowi znajoma.
-Hermia- zapytał Artur, ale ciało dziewczyny osunęło się na ziemie.
Nad dziewczyną pojawił się duch przedstawiający trzynastolatkę ubraną w białą szatę, była to Hermia.
-Artur- odezwała się się- dziękuje, że uwolniłeś mnie od klątwy tej maski. Carka obiecała mi, że będę żyła o ile założę tą maskę. Ta maska zmieniła mnie jednak w kogoś innego, w zabójcę.
Dziewczyna po chwili zniknęła, Artur złapał za ciało dziewczyny i włożył je do dużego dołu, który po chwili zasypał, postawił tam nagrobek i odszedł.
Kiedy dotarł pod bazę zauważył zdziwione miny całej drużyny awatara.
Po chwili wyjaśnień Artur położył się do łóżka by następnego dnia móc jechać do Hanon.


Zapraszam na moją stronkę:
http://www.mainarturros.zafriko.pl/ oraz moje forum: http://www.arturros.pun.pl/
Ostatni news na stronie 29.04.10

Offline

 

#27 2010-03-06 18:38:43

 zuzikxd

Użytkownik

5364127
Skąd: east thorn .
Zarejestrowany: 2009-06-24
Posty: 391
Punktów :   
WWW

Re: Wasze Opowiadania

Rozdział O1 :

Jak to w życiu często bywa , dwie osoby się kochają , lecz każda strona nie ma pojęcia , że ta druga osoba odwzajemnia jego uczucia . On zakochał się w niej w liceum . Gdy pierwszy raz przyszła do szkoły , był nią oczarowany . Później byli skazani na siebie , przez korepetycje . Na których to zrodziła się miłość Vanessy do Zaca . Co stało więc na drodze ku ich szczęściu ? Strach . Ich odwieczny wróg , który nie dawał za wygraną . Ona nie chciała nic mu nie mówić , bo sądziła , że gdy mu to wyzna , nie dość , że wyjdzie na idiotkę , to jeszcze zniszczy ich bezcenną przyjaźń . On sądził tak samo . Uzupełniali się . Byli idealni . Idealnie do siebie pasowali . Wtedy było IDEALNIE .
Lecz w czasie studiów , każde z nich poszło swoją drogą . Chwilowo zapomniało o drugim , było zajęte pracowaniem nad swoją karierą . Oboje wybrali ten sam kierunek studiów . Tylko , że na innych uczelniach . Każde z nich ułożyło swoje życie . Lecz bez drugiej osoby . Oboje w tym czasie byli singlami . Najprawdopodobniej w te wakacje wszystko się zmieni .

*

- Vanessa , no chodź już ! Czekam na ciebie już od pół godziny - krzyczała na przyjaciółkę wysoka blondynka , z brązowatymi tęczówkami .
- Już idę , no ! - odpowiedziała jej brunetka , schodząc ze schodów .
- Van , widzę , że się stresujesz , czy to dlatego , że Zac będzie na imprezie ? - spytała się brązowookiej Ashley .
- Szczerze ? Tak . Boję się Ash . Poprostu boję się , że gdy go znowu zobaczę poczuje to co wtedy .
Boję się , że znowu będę tak okropnie cierpieć , gdy on zniknie - wyżaliła się Vanessa swojej przyjaciółce .
- Nie martw się Van , na pewno tak nie będzie . A jeśli on zrobi cokolwiek złego , przez co będziesz cierpieć , będzie miał doczynienia ze mną . Inaczej nie nazywam się Tisdale - odpowiedziała jej Ashley , obejmując ją ramieniem , myśląc , czy plan jej i ich przyjaciół się powiedzie .

*

Spotkanie po latach . Jego klasa z liceum , była w prawie całym składzie . Wszyscy się już dobrze bawili . Brakowało mu tylko dwóch osób . Dwóch brązowookich dziewczyn . Tracił nadzieje . Tracił nadzieję , bo myślał , że traci swoją jedyną szansę na odbudowanie swojej dawnej przyjaźni , i może ... miłości ? Jednak iskierka nadziei nadal się w nim tli . Usłyszał warkot silnika . Natychmiast podniósł się z miejsca i spojrzał w stronę parkingu i ujrzał dwie drobne dziewczyny . Blondynkę i brunetkę . Wszedł do budynku , i poszedł podpierać najdalszy kąt .
On chce się z nią przywitać ostatni . Nie pierwszy , ostatni .

*

- Cześć wszystkim ! - po pomieszczeniu rozległy się dwa słodkie głosy .
- Przepraszamy , że się spóźniłyśmy , ale w mieście były okropne korki - stwierdziła Ash .
Wszyscy podeszli do Van i zaczęli się z nią witać , wypytywać co u niej . Ashley szybko rozprawiła się ze wszystkimi , i widząc Zaca stojącego na samym końcu klubu , podeszła do niego i powiedziała :

- Cześć Zac , pamiętasz mnie to ja Ashley - przywitała się blondynka .
- Cześć Ashley , sporo się nie widzieliśmy - odpowiedział jej niebieskooki .
- No , chłopie masz szanse . Siedzi sama przy barze - puściła mu oko .
- Skąd ty , ale jak , skąd wiedziałaś ?! - zdziwiony chłopak spytał się jej .
- Kobieca intuicja . No przeciesz widzę jak na siebie patrzycie - odpowiedziała mu Ash .
- No , już ! Biegnij , Romeo ! - rozkazała Zacowi ze śmiechem Ashley .
- Ci jeszcze zostało od liceum , jeszcze Ci choroba głowy nie przeszła ? - spytał się jej roześmiany chłopak .
- A żebyś wiedział - odpowiedziała mu .

*

Tymczasem cała grupa rozmawiała , o wyjeździe dla ich wszystkich , który miał być wyjątkowo szczególny dla Vanessy i Zaca . Wkońcu postanowili , że wybiorą się na Hawaje . Pokoje rozdzielają chłopak/dziewczyna , iż wszyscy mają swoich partnerów , oprócz Vanessy i Zaca , oczywiście .

*

- emm , cześć Van , pamiętasz mnie , to ja Zac - odezwał się z nie pewnością.
- Jakbym mogła Cię zapomnieć ! - wstała z krzesła i przytuliła go , lecz po chwili odsunęła się od niego .
- Przepraszam , nie powinnam - powiedziała i zczerwieniała .
- To było miłe - uśmiechnął się .
- Jak chcesz to możemy się przejść - zaproponowała brunetka .
- Jasne - wstał z krzesła i podał jej bluzę .

Niezauważalnie wyszli z klubu . Ich przyjaciele byli zbyt zajęci i przejęci rozmową , by rozważać opcję ; a może zanessa sama się zejdzie ; .

*

Szli pustymi ścieżkami parku małego miasteczka , Bevollt *  .
Szli przed siebie , śmiejąc się na głos i rozmawiali o wszystkim i o niczym .
Ich przyjaźń odradzała się na nowo .

*

- Miałaś kogoś , przez ten cały czas ? - spytał już bardziej pewny siebie Zac .
- Nie , cały czas byłam sama . A ty ? - odpowiedziała Vanessa .

Zac w głębi duszy cieszył się , że Vanessa nikogo nie miała .
Nie zniósł by tego , gdyby jego Nessia miała innego .

- Ja również cały czas byłem sam , nawet nie wiem dlaczego - stwierdził niebieskooki .

a ja chodzę desperacko i na przekór wszystkim moknę`

- Ej , coś na mnie kapie - stwierdziła ze śmiechem Van .
- Van , ty mały głupiutki człowieczku ! To deszcz ! - wykrzyknął ze śmiechem .

Złapał ją odruchowo za rękę , a ona co go trochę zdziwiło uścisnęła ją .
Biegli w ulewie . W końcu dotarli pod wielki dąb , na którym był domek na drzewie .

- I ty chcesz , żebym ja na to weszła ? - spytała się chłopaka brunetka .
- No jasne , że taaak . No chyba , że dalej chcesz moknąć , poza tym jest drabinka , glonojadzie - opowiedział jej i wytknął jej język .
- Wchodzę tam tylko dlatego , żeby nie moknąć - poinformowała go Vanessa ze śmiechem .

- Fajna kryjówka - powiedziała Van rozglądając się po domku .
- No wiem , w końcu to ja ją znalazłem - odkrzyknął jej Zac  .
- Wiesz , że nawet lubię ten deszcz ? - stwierdziła brunetka podchodząc do chłopaka i usiadła obok niego .
- Niemożliwe , normalnie zaraz umrę ze śmiechu - odpowiedział jej roześmiany szatyn .

*

Nagle brązowooka podniosła się z platformy , i udała się na sam koniec domku .
On nie wiedział co się dzieje . Również wstał .

- Van , co się dzieje ? - podszedł do niej i objął ją ramieniem - Przeciesz mi możesz powiedzieć .
- Właśnie nie mogę . Gdyby to było takie proste . Ale nie potrafię . Po prostu nie potrafię . Rozumiesz ? Nie potrafię - obróciła się na pięcie i zaczęła go całować . On odwzajemnił jej pocałunek , chodź na początku był zdezorientowany . Lecz po chwili zdał sobie sprawę , że dostał to , czego najbardziej na świecie pragnął . Pragnął posmakować jej malinowych ust . Objął ją w pasie , i poddał się chwili . Ona zarzuciła mu ręce na szyję , i tak stali .
- Przepraszam Zac , ja nie chciałam , przepraszam - powiedziała szybko i uciekła .
A on stał na drewnianym domku , jak posąg wciąż czując smak jej ust na swoich .

*

całą drogę powrotną rozmyślał .
Co złego zrobił . Co w ogóle zrobił , co mogło skrzywdzić jego najcenniejszy dar .
Czego nie miał robić . Czy ten pocałunek był czymś złym ? Czy Vanessa go kocha ?
Nie wiedział co ma robić . Wiedział tylko jedno : Napewno kocha Vanessę . I nie wyprze się tego nigdy . I może jej to powiedzieć , nawet dzisiaj .
Zatrzymał się i usiadł na mokrej od deszczu ławce . Zresztą , nie obchodziło już go nic .
Przez chwilę pomyślał , że może to był pocałunek na pożegnanie . Może miał już więcej jej nie zobaczyć . Nie pobiegnie . Nie ma sił . Nawet nie wie gdzie jest . Zakrył twarz w dłoniach .

- Jestem kompletnym idiotą .
- Nie prawda - odezwał się głos za nim , który tak dobrze znał - to ja jestem kompletną idiotką .

*

Wstał podszedł do niej i przytulił ją .

- Zac , jaaa przeeepraaszamm - łkała .
- Ciiii , już dobrze , nic się nie stało - szeptał jej do ucha
- Tak bardzo Cię kocham Van - wymsknęło mu się .
I ku jego wielkiemu zdziwieniu otrzymał odpowiedź .
- Zac , ja też Cię kocham . I to nawet nie wiesz jak .
On ją tylko przytulił i znów pocałował .
Oboje byli najszczęśliwszymi ludźmi na świecie .
I oboje uwierzyli , że deszcz sprawia cuda .

opowiadanie dostępne również na : atramentowa-miłość.blog.onet.pl
tam już drugi rozdział


http://img291.imageshack.us/img291/6767/kissmekissme.jpg

Offline

 

#28 2010-03-25 18:40:10

Triss

Mag Ognia

Zarejestrowany: 2009-06-05
Posty: 6387
Punktów :   
Imię: Ewa.

Re: Wasze Opowiadania

Opowiadanie to napisałam na podstawie gry Lineage 2. Wiele elementów otoczenia, etc. jest wzięte z tej gry, ale też wiele dodałam ja i niektóre usunęłam. Więc to nie tylko jest na podstawie wszystkich zdarzeń jakie tam są, trochę też zmienione jest.
Liczę na rady.
Czyta się to "Lajnejdż", choć osobiście ja mówię na to "Linejdż".


Rozdział I: Przebudzenie



Entainel obudził się pośrodku ogromnej sali. Leżał na niebieskim dywanie o złotych krawędziach, ciągnącego się przez nią całą. Podparł się lewą ręką, a prawą pogładził dywan. Był on bardzo miękki i gładki. Podpierając się, teraz już obiema rękami, wstał. Rozglądnął się po sali. Podpierały ją wielkie, białe filary z różnymi wzorami, przypominającymi słońce, księżyc, nawet ogień. Ścian widać nie było, gdyż były przykryte ogromnymi półkami, na których stało mnóstwo książek. Nie sposób było policzyć je wszystkie. Zrobił kilka kroków w przód. Popatrzył się po sobie - na swoje nogi, ręce jak i tułów. Był ubrany w szatę o kolorach bieli, zieleni i jasnego brązu. Miała ona kołnierz sięgający podbródka, na którym wyszyte były różne wzory. Sam kołnierz był biały. Jego rękawy były obciśnięte na wysokości nadgarstków, dalej znowu schodziły luźno. Z lewej strony były zielone, z prawej brązowe, a przez ich środek przechodził niewielki, biały pasek. Na rękach nosił brązowe rękawice, ze wzorami na końcach palców. Entainel dotknął swój brązowy pas, na którym również ozdobnych wzorów nie brakowało. Był on jednak trochę poszarpany. Na nogach miał luźne spodnie, o kolorach bieli i brązu. Buty zaś nosił brązowe, czyste, sznurowane z zewnętrznych boków. Po chwili zauważył leżący na ziemi plecak. Kucnął przy nim i zaczął w nim grzebać. Wyciągnął z niego małą, drewnianą laskę, na końcu której umieszczony był niebieski, błyszczący kryształ. Drewno zaczęło się wydłużać, a kryształ niewiele się powiększył. Za chwilę trzymał już rzeczywistej wielkości laskę, która prawie dorównywała mu wielkością. Pogładził ją jedną ręką. Zaczęło mu się coś przypominać... To, że jest magiem. Przeszłości swojej nie pamiętał, jednak wiedział, że jest magiem. Poczuł czyiś dotyk na swoim lewym ramieniu. Zdarzyło się to tak nagle, że ciarki przeszły go na całym ciele. Odwrócił się w tył. Ujrzał starego mężczyznę z długą, siwą brodą, nieco wyższego od niego samego. Był ubrany w długą szatę koloru czerwonego, niekiedy niebieskiego. Końce jego szaty były koloru złotego. Nosił również wiele pierścieni i srebrny naszyjnik.
- K... Kim jesteś? - Spytał nieśmiało Entainel, robiąc krok do tyłu. Mężczyzna zdjął rękę z jego ramienia.
- Nie bój się, młody magu. - Powiedział zachrypniętym głosem mężczyzna. - Ale nie czas teraz na wyjaśnienia... Przynieś mi proszę niebieski kamień szlachetny. - Mówiąc to, wskazał ręką w przód.
Entainel, nieco zakłopotany, rozglądnął się po pomieszczeniu. Odwrócił się znów w drugą stronę. Ujrzał paskudnego, o jasno-brązowej skórze, stworka. Był bardzo mały. Jego ręce były bardzo długie, głównie z powodu bardzo długich palców, skończonych już średniej długości, ostrymi pazurami. Miał okrągłą, dużą głowę, a oczy małe. W rękach trzymał owy kamień szlachetny, koloru niebieskiego. Przyciskał go sobie do klatki piersiowej.
"Jestem magiem... Jestem magiem, więc muszę znać jakieś zaklęcia..." - zastanawiał się. Coś zaczęło mu się przypominać... Wiatr... Zjednoczenie się z wiatrem...
Zaczął wykonywać ruchy rękami.
- Wo keshenen gorama... - Zaczął szeptać przy tym. W powietrzu tworzyła się biała, błyszcząca kula, koło której mocno krążyło powietrze. Mocno odepchnął ją od siebie, odpychając równocześnie siebie, krzycząc - Ig nick!
Stworek padł na ziemię, tracąc przytomność. Z jego rąk wypadł owy kamień. Entainel podszedł ostrożnie. Już miał sięgać po owy kamień, jednak stworek szybko wstał, podbiegł do maga i drasnął go pazurami. Entainel'owi udało się w porę odskoczyć, ale doznał obrażeń. Z ręki, na której była rana, wypadła mu laska. Przymknął lewe oko, ścisnął zęby i lewą ręką złapał za ranę. Coś mu mówiło, by zajrzał do plecaka... Nie wiedział po co, dlaczego. Podszedł w końcu do niego i zaczął ponownie w nim grzebać. Ujrzał pomarańczowy napój. Wyciągnął go i wypił cały. Jego smak niczego nie przypominał, jednak nie był taki zły. Przestawał czuć ból w ręce. Rana bardzo wolno zanikała, można było to zaobserwować przez jej wielkość. Odetchnął. Napój był dość rozgrzewający. Nie tym się jednak teraz przejmował. Miał zdobyć ten kamień szlachetny... Gremlin, gdyż tak się owy stwór nazywał, podniósł owy niebieski kamień i przycisnął go sobie do piersi ponownie. Patrzył dokoła podejrzliwie i cofnął się nieco.
- Muszę zdobyć ten kamień... - Powiedział do siebie cicho Entainel. Choć właściwie nie wiedział po co, to z jakiegoś powodu bardzo ufał temu starcowi... Podszedł kawałek w stronę Gremlin'a i wykonał te same ruchy i wypowiedział te same słowa, co poprzednio.
- Wo keshenen gorama... Ig nick!
Entainel przyłożył się do tego jeszcze bardziej niż wcześniej. Kula była znacznie większa, jak i prędkość, z którą leciała w stronę Gremlina. Potwór z przerażeniem spojrzał na kulę i usiłował uciec, mocno ściskając kamień w dłoni. Kula była jednak znacznie szybsza niż on, więc uderzyła w jego plecy, odrzucając go w przód. Padł na ziemi, wypuszczając kamień z ręki. Tym razem nic nie wskazywało na to, by Gremlin prędko się podniósł. Leżał bez ruchu, a jego pazury wbiły się w krawędź dywanu. Entainel uśmiechnął się lekko. Podszedł do leżącego Gremlina i podniósł kamień, leżący obok. Był lekko pęknięty, jednak by zauważyć owo pęknięcie, trzeba było się bardzo wysilić. Pogładził kamień jedną ręką. Był bardzo gładki, jednak krawędzie miał bardzo ostre. Promienie światła, wchodzące do pomieszczenia przez otwory w suficie sprawiały, że przepięknie błyszczał. Odwrócił się w stronę, gdzie stał starzec. Był ciągle w tym samym miejscu, nawet nie ruszył się z niego o krok. Uśmiechał się do chłopaka. Entainel podszedł do niego. Wystawił do przodu rękę, a w dłoni zaciśnięty kryształ.
- Muszę przyznać, że dobrze sobie radzisz, jako początkujący mag... - Powiedział starzec do Entainel'a, jak zwykle swoim zachrypniętym głosem. Wystawił otwartą dłoń i dodał - Daj mi teraz ten kamień, proszę.
Entainel spojrzał na kamień i przez chwilę nie oddawał mu starcowi, jednak zaraz ocknął się i położył go mu na ręce.
- Dziękuję. - Powiedział mężczyzna uśmiechając się. Odwrócił się do tyłu i podszedł do niewielkiego, okrągłego stołu. Na nim leżała granatowa, falowana na krawędziach chustka. Położył na niej kamień i wyszeptał jakieś słowa, które były dla chłopaka niezrozumiałe. Kamień zaczął błyszczeć. Światło sięgało coraz dalej i stawało się coraz jaśniejsze. Zaczęło być aż oślepiające, więc Entainel zasłonił oczy ręką i odchylił się trochę do tyłu. Światło powoli malało, aż całkowicie zniknęło. Entainel odsłonił oczy i spojrzał na stół. Teraz już nie widniał na nim kamień szlachetny, a biały, średniej wielkości kryształ. Był podłużny i zaokrąglony na końcach. Owijało go jednolite złoto. Starzec podniósł je i podszedł do chłopaka. Wręczył mu kryształ.
- Teraz już mogę wszystko Ci powiedzieć. Znajdujesz się w świecie zwanym Lineage. Świat ten był bardzo zniszczony w przeszłości, ogarnęło go wiele wojen, wywiązanych przez konflikty między rasami. Rasami tymi są ludzie, czyli my, jasne elfy, krasnoludy, orkowie, kamaele i mroczne elfy. W świecie tym trzeba się naprawdę bardzo pilnować i być zdanym na siebie, jak i na przyjaciół. Te kryształy, które Ci wręczyłem są kryształami ulepszającymi broń. Dzięki temu Twe zaklęcia będą szybsze i skuteczniejsze. Jest jeszcze wiele rzeczy, o których musisz wiedzieć, jednak dowiesz się o nich podczas swoich wędrówek i innych zdarzeń... Życzę Ci powodzenia w tym świecie.
Entainel słuchał mężczyzny przez cały czas z uwagą. Zdołał dowiedzieć się co nieco o jego obecnej sytuacji. Zapowiadało się ciekawie. Chłopak skłonił się nisko.
- Dziękuję Ci, magu, bardzo.
Wyprostował się i kiwnął głową. Podniósł z ziemi swój plecak i zawiesił go na ramieniu. Odwrócił się w stronę wyjścia z sali. Było ogromne i szerokie. Ruszył w jego stronę, idąc po dywanie. Minął w połowie drogi również Gremlina, na którego uwagi nie zwrócił. Dochodząc już do wyjścia, odwrócił się do starca i pomachał mu z szerokim uśmiechem. Wyszedł z pomieszczenia i znalazł się na trawie, przy rzece. Popatrzył w lewą stronę. Dalej, nad rzeką zbudowany był duży, drewniany most. Był co prawda trochę poniszczony, ale wszystko wskazywało na to, że coś tam musi się znajdować... Entainel ruszył zatem w jego stronę, idąc po trawie wzdłuż rzeki. Rzeka położona była nieco niżej, a ogrodzona była skałami. Gdy Entainel doszedł do drewnianego mostu, wszedł na niego ostrożnie. Głośno zaskrzypiał. Zaczął iść wzdłuż niego. W jednym miejscu belka złamała się i chłopak spadłby do rzeki, jednak w porę złapał się za kolejną. Plecak ześlizgnął mu się z ręki, ale zdołał zawiesić go na nodze. Mocno podrzucił go tak, że wylądował na moście. Sam Entainel podciągnął się mocno za belkę z obawą, że i ta się złamie. Coś jednak robić trzeba było. Na szczęście ta belka była wytrzymała i nie złamała się pod ciężarem chłopaka. Stanął na moście, podniósł plecak i ponownie zawiesił go na ramieniu. Był dopiero w połowie mostu, a teraz już zorientował się, że trzeba naprawdę uważać. Idąc, sprawdzał po kolei belki, tupiąc w nie mocno nogami. Tym razem nic na szczęście się nie złamało. Znalazł się na wydeptanej drodze. Spojrzał z początku na niebo. Widniało na nim bardzo mało bielutkich, puszystych chmur, co wskazywało na dobrą pogodę. Słychać było piękny śpiew ptaków, jednak również wycie wilków, których wiele chodziło po ogromnej, rozciągającej się z lewej strony polanie. W większości były one szare, jednak niekiedy można było ujrzeć je białe i czarne. Na polanie rosło zaledwie kilka drzew. Entainel rozglądnął się. Patrząc przed siebie, ujrzał niewielką, otoczoną białym murem wioskę, do której prowadziła ścieżka. Entainel ruszył jednak z początku w stronę polany.

Offline

 

#29 2010-03-25 21:16:46

 TyLee

Użytkownik

Skąd: Wyspa Kioshi
Zarejestrowany: 2010-03-15
Posty: 26
Punktów :   

Re: Wasze Opowiadania

Wstęp
Moje opowiadanie rozgrywa się 80 lat po zakończeniu wojny. Wiadomo, Avatar Aang był bardzo dobry dla poddanych i nigdy nie traktował ich z wyższa. Całe swoje życie spędził z Katarą ,jego żoną. Bardzo ją kochał. Katara otworzyła dom dla bezdomnych i zawsze znalazła czas dla potrzebujących. Toph założyła szkołę magii ziemi, która była bardzo popularna. Magowie zjeżdżali się z całego Królestwa Ziemi, by się tam uczyć. Zuko był dobrym władcą i dzięki temu przeszedł do historii. Sokka i Suki po ślubie zamieszkali w rozbudowanym Południowym Plemieniu Wody. Mai została oczywiście władczynią Narodu Ognia, ale nie chciała być tylko "Królową Mai, żoną Wielkiego Władcy Ognia Zuko". Została więc generałem Armii Ognia.  Ty Lee była szefową wojowniczek Kyoshi (po odejściu Suki) i założyła własny cyrk. Chociaż Azula oszalała, Ty Lee bardzo często odwiedzała ją w Domu Wariatów. Iroh i Zakon Białego Lotosu założyli herbaciarnię "Biały Lotos" w której często odbywały się mistrzostwa gry w Pai Sho. Aang dowiedział się od Guru, że człowiek może raz w życiu zmienić pochodzenie i magię. Zebrał więc dużą ilość chętnych, uciekinierów i tych, którym w życiu się nie udało. Wszyscy (oczywiście z ich zgodą) zostali Nomadami Powietrza. Odbudowano wszystkie świątynie, i w ten sposób Nomadowie się odrodzili. Wiadomo jednak, że nikt nie żyje wiecznie. Po śmierci Aanga narodził się nowy Avatar.
                                        Przedstawienie postaci

Noemi- Nowy Avatar,14-letnia dziewczyna z Południowego Plemienia Wody. Jest bardzo dobrym magiem. Od czasów Aanga ustanowiono, że Avatar będzie się dowiadywać o swoim przeznaczeniu w wieku lat 14, i tak było z nią. Właściwie dowiedziała się o tym w dzień swoich urodzin .Noemi jest prawnuczką Sokki i Suki, rodziców nigdy nie znała. Jej najlepszą przyjaciółką jest Miko. To z nią chce wyruszyć na szkolenie, do Królestwa Ziemi.
Miko- Najlepsza przyjaciółka Noemi. Także ma 14 lat. Nie jest magiem, ale jest świetną wojowniczką. To córka Wodza Plemienia, czyli jest księżniczką. Jej ojciec uczył Noemi magii wody.
                                   Księga pierwsza - Ziemia Rozdział 1 -Pożegnanie z plemieniem
Noemi zapukała do pałacu rodziców Miko. Nikt nie odpowiadał, więc spróbowała ponownie. Znów nic. Już chciała zapukać trzeci raz, aż nagle usłyszała za sobą głos swojej przyjaciółki. -To co, będziesz tak pukać do końca życia czy możemy wypływać ?- Noemi odwróciła się i pobiegła w stroną Miko. -Jasne. Pewnie jeszcze się spóżnimy!-
-Przecież to właśnie na ciebie czekają!- Po czym obie się zaśmiały i podbiegły do statku.Weszły na schody po czym weszły do statek i zobaczyły idącego w ich stronę chłopaka. Ukłonił się, po czym powiedział:
-Avatar Noemi, prawda? Miło mi panią poznać. Mam na imię Seiki i spotkał mnie zaszczyt bycia pani przewodnikiem. Mam 16 lat i pochodzę z Południowej Świątyni Powietrza.- Uśmiechnął się do dziewczyn i pokazał im ich pokój. -Prosżę się rozgościć. Przyjdę za 10 minut.- Chciał już zamknąć drzwi, ale Noemi go wyprzedziła. -Seiki, tak na przyszłość, mów do nas na ty, zgoda?- Seiki przytaknął po czym wyszedł. Dziewczyny zaczęły zwiedzanie apartamentu. Kuchnia, 2 łazienki, 2 duże sypialnie, a nawet  pusty pokój z dzbanami z wodą do ćwiczeń magii. -To jest życie, nie Noemi?- spytała Miko kładąc się na łóżku w swojej sypialni. Tymczasem ona przeglądała szafę. -Taak... Są tu stroje ze wszystkich narodów! No nie! Jest nawet opaska Narodu Ognia! Zawsze chciałam taką mieć!- Po czym spojrzała za okno i wykrzyczała do Miko:
-Patrz! machają do nas!- Po czym odmachały do mieszkańców plemienia, a statek odpłynął.
                              Księga pierwsza - Ziemia Rozdział 2- Koniec Podróży
Po zatrzymaniu się statku w Królestwie Ziemi, Miko wybiegła na ląd po czym położyła się na ziemi. -Ach, w końcu! - Po czym wyszli Naomi i Seiki, a za nimi reszta załogi. Kapitan pożegnał się z nimi, a Seiki zaprowadził dziewczyny do stodoły w której był jego bizon. -Wabi się Baihoo. Wznosi się w powietrze na słowa "Leć, mały!" Seiki przytulił się do niego. Naomi dopiero teraz zauważyła strałki na rękach i na czole Seiki. Chwilę póżniej wyprowadził Baihoo po czym przyjaciele polecieli do Ba Sing Se. Seiki zaprowadził ich do nowego mieszkania. Dwie godziny po dotarciu na miejsce Naomi powiedziała do Miko: - Muszę zacząć uczyć się magii ziemi!!!- Miko przerwała trening walki mieczem -No co ty, dopiero co dotarliśmy do Królestwa Ziemi!-   
-No ale... Jeśli nie będę się uczyć, to co będziemy tu robić?- Seiki wrócił ze swojego pokoju. -Jeśli mogę się wtrącić... Myślę, że powinniśmy odpocząć po 3-tygodniowej podróży. -
-Widzisz, Naomi? Seiki ma rację. Powinniśmy odpocząć... -


Lik do pobrania odcinków Księgi Ognia po English:
[url]http://www.avatarchapters.org/book3fire.html[url]

Offline

 

#30 2010-03-29 17:09:57

Triss

Mag Ognia

Zarejestrowany: 2009-06-05
Posty: 6387
Punktów :   
Imię: Ewa.

Re: Wasze Opowiadania

Kolejne opowiadanko z mojej serii. Jak już pisałam, opierane na grze Lineage II - dużo elementów z tej gry, ale też naprawdę dużo dodałam ja i usunęłam kilka również, zastępując swoimi pomysłami. Chociażby jeśli chodzi o monety, w grze są to zwyczajne monety, można ich zbierać tysiące, miliony a nawet miliardy. Ja za to wprowadziłam system monet - złotych, srebrnych i miedzianych.
Nie wiem czy to dziwne, czy nie... Ale dopiero pod koniec pisania rozdziału go nazywam. Wymyślam co nieco, a na końcu podsumowując wymyślam tytuł.
Tu miałam lekki problem, ale jakoś to tam wymyśliłam.

Zamieściłam do oceny w moim poprzednim poście w komentarzach do opowiadań. Zapraszam do komentowania;]

Rozdział II: Chłopak, wioska i rana.





Entainel szedł w stronę polany. Niedaleko kręciło się wiele wilków, więc szedł ostrożnie. Zauważył, że przy jednym z drzew siedzi chłopak. Mniej więcej, na oko, w jego wieku. W ręku trzymał drewniany kij, który był łączony, sądząc po miejscu, gdzie mocno owijały go bandaże. Chłopak siedział skulony, a twarz w połowie zasłaniał ręką. Kręciły się przy nim dwa wilki - jeden biały, średniej wielkości, a drugi czarny, niewiele większy od tamtego. Entainel zatrzymał się na moment. Trzeba mu było pomóc. Mag wolnymi ruchami złapał za plecak. Położył go starając się zrobić jak najmniejszy hałas. Cicho otworzył go i wyjął z niego kryształ, otrzymany od starca. Nie wiedział, jak się go używa. Nie było jednak czasu, by zastanawiać się nad tym. Postanowił próbować aż do skutku, szybko, żeby jeszcze zdążyć. Przycisnął kryształ do laski. Ten zaczął błyszczeć, tak jak wtedy, gdy się pojawiał. Entainel tym razem nie zamykał oczu ani nie zasłaniał ich. Gdy kryształ stracił swój połysk, zniknął, najwyraźniej osadzając się w broni. Entainel zaczął wykonywać te ruchy, co zwykle przy tym zaklęciu. Tym razem owych słów, które były niezbędne do wykonania czaru nie wykrzyknął, a wyszeptał je cicho. Na końcu odepchnął kulę z jak największą siłą mógł, tym samym cofnął się przez jej moc. Leciała prędko w stronę obu wilków. Te, wyczuwając ją najwyraźniej podniosły gwałtownie pyski i rzuciły się w ucieczkę. Czar chybił, ale wykonał swoje zadanie. Wilków nie było widać w pobliżu, a te, które kręciły się niedaleko również uciekły. Kryształ zaczął pojawiać się przy broni, stając się coraz wyraźniejszy. Gdy można było już go ujrzeć w całej okazałości, spadł z cichym brzękiem na ziemię. Entainel podniósł kryształ i wsadził z powrotem do plecaka. Sam plecak znów ubrał, a laskę trzymał w ręku. Podszedł do kulącego się ze strachu chłopaka. Przykucnął przy nim i położył na nim rękę. Można było wyczuć, jak drżał. Opuścił rękę i z już malejącym strachem w oczach rozglądnął się wokoło. Nie mogąc wierzyć, rozglądnął się jeszcze raz i jeszcze raz. Tak, wilków już nie było w pobliżu. Położył swój jasnego brązu, drewniany kij na ziemi. Złapał się za głowę i uśmiechnął jednym kącikiem ust. Z jego miny można było odczytać radośc i niedowierzanie. Kropla potu spłynęła powoli po jego twarzy, skapując na końcu z podbródka na ziemię.
- Spokojnie... Wilki uciekły. - Powiedział do niego uspokajającym tonem Entainel. Zsunął dłoń z jego ramienia i podparł się nią o ziemię. Uratowany przez niego chłopak spojrzał na niego gwałtownie. Z początku, nie mogąc uwierzyć w to, jakim cudem wilków nie ma, nie zauważał chłopaka, nawet jego dotyk nie został przez niego zauważony.
- To... Ty? - Powiedział, wciąż jeszcze drżącym głosem chłopak. Entainel skinął głową, patrząc z uśmiechem na niego.
- Dzięki! - Wykrzyknął chłopak i objął go serdecznie. Był Entainel'owi bardzo wdzięczny, gdyż ten go uratował. Sam nie dałby rady. Jeden jego rękaw był poszarpany, najwyraźniej przez wilka.
- To nic takiego... - Powiedział Entainel, drapiąc się z tyłu głowy. Opuścił rękę. Gdy chłopak go puścił, mag zauważył jego poszarpany rękaw. Dziura w nim ukazywała ranę od ugryzienia. Może nie była duża, jednak nawet takie coś zagraża.
- Ta rana... - Zaczął Entainel, mówiąc cicho, pod nosem. - Trzeba ją jakoś odkazić i uleczyć. Musisz następnym razem bardziej uważać. - Dodał już głośniej, przy ostatnich słowach puszczając oko chłopakowi. Ten uśmiechnął się i skinął głową.
Entainel ściągnął plecak, jednak tym razem nie kładł go na trawie. Zaczął w nim szukać owego napoju, z którego skorzystał, gdy zranił się podczas walki z Gremlinem. Zauważył górną część flaszki. Wyciągnął ją, już z nadzieją, że będzie mógł jej użyć. Flaszka była jednak pusta, nawet kropla nie została przez niego wtedy oszczędzona. Entainel westchnął, przymykając przy tym lekko oczy. Otworzył je i flaszkę wsadził z powrotem do plecaka, który po chwili założył z powrotem. Poprawił go, łapiąc za jego uchwyty. Oparł laskę na jednym ramieniu, a długą rękę miał spuszczoną luźno wzdłuż tułowia. Spojrzał w prawą stronę. Miasto nieduże, jednak powinien się w nim znaleźć jakiś sklep z ziołami bądź miksturami leczniczymi.
- Chodźmy. Jak powiedziałem, trzeba odkazić i uleczyć ranę. Przy sobie nie mam odpowiednich do tego przedmiotów, ziół czy mikstur, jednak w tym mieście coś być powinno... Byłeś tam wcześniej? - Powiedział Entainel do chłopaka, patrząc wciąż na miasto, a właściwie wioskę. Przy pytaniu na końcu wypowiedziu swój wzrok zwrócił ku chłopakowi.
- Ja... - Zaczął nieśmiało chłopak. - Tak, tak, byłem w tej wiosce. Stamtąd wyszedłem tu... By zapolować na wilki. - Dodał zaraz, mówiąc z początku dość szybko. Westchnął. Popatrzył kątem oka w dół, trochę się wstydząc.
- Dobra... Są tam jakieś sklepy, prawda? - Spytał chłopaka Entainel, nie odrywając od niego wzroku.
- Tak, tak! - Zaczął chłopak z entuzjazmem, wziętym się ni z tego, ni z owego. - Ze zbrojami, brońmi, napojami, miksturami, wisiorkami chroniącymi przed atakami magicznymi... - Wymieniał chłopak naprędce, licząc na palcach.
- To świetnie... W takim razie chodź, prędko, nie mamy czasu do stracenia. - Odrzekł mu Entainel. Złapał go za rękę i pociągnął za sobą, biegnąc w stronę bram miasta. Chłopak lekko potknął się z początku, jednak nie upadł. Biegł za Entainel'em. Gdy dotarli do bram, drogę zagrodziło im swoimi brońmi dwóch strażników. Byli ubrani w stalowe, srebrne zbroje, które błyszczały w świetle słońca. Przez to, że nosili dosyć zabudowane hełmy, można było ujrzeć tylko ich podbródek i kawałek szyi. Jeden z nich całkowicie milczał, zachowując kamienną twarz. Drugi zaś sprawnym ruchiem ręki ściągnął swój hełm i złapał go, przyciskając do piersi.
- Kim jesteście, przybysze? - Spytał, patrząc na Entainel'a. Zaraz spojrzał na towarzyszącemu mu chłopaka. - Ah, to Ty, Evmar! - Powiedział półkrzykiem, a na jego twarzy zagościł uśmiech. Schował miecz do pochwy, tak jak jego towarzysz. Strażnik podszedł do chłopaka i poklepał go mocno po plecach, przez co ten aż się schylił. Zaraz jednak wyprostował się gwałtownie, a gdy Entainel spojrzał na niego ze zdziwieniem kątem oka, uśmiechnął się nieco głupio i podrapał z tyłu głowy. Strażnik cofnął się i stanął znów na swoim miejscu. Popatrzył na Entainel'a. Ten również zwrócił wzrok ku niemu. Strażnik patrzył na niego zastanawiająco, nie odrywając od niego wzroku ani na moment. Entainel patrzył na niego z obojętną miną, trzymając laskę opartą wciąż o ramię. Drugą rękę wsadził do kieszeni swoich spodni. Wartownik ze zrezygnowaniem machnął ręką.
- Ciebie znam... - Zaczął, znów patrząc na Evmar'a. Zaraz spojrzał na Entainel'a. - A ciebie ani trochę nie kojarzę. Jak cię zwą? - Spytał go.
Entainel westchnął i spojrzał na strażnika. - Entainel. Ale proszę, puśćcie nas. Evmar został zraniony w walce, a jego rana nie może czekać dłużej... Musimy ją odkazić.
Strażnik patrzył na Entainel'a podejrzliwie. Gdy strażnik spojrzał na uratowanego chłopaka, szukając jakiejś pomocy, ten skinął głową. Strażnik również skinął i wskazał ręką wejście, wyraźnie pozwalając mu wejść.
- Dziękujemy! - Powiedział półkrzykiem Entainel i pociągnął za sobą Evmar'a do środka.
- Kuję najlepsze zbroje i bronie w okolicy! Chcesz stać się potężny? Zapraszam! - Słychać było donośny głos krasnoluda z siwą brodą splecioną w warkocz, tak samo włosami. Stał pod jednym budynków i zapraszał wszystkich przechodniów do siebie, nawoływał, wspomagając się również rękami. Nie to jednak teraz Entainel'a interesowało. Zatrzymał się na środku wioski, przy wysokim pomniku z brązu, przedstawiającym jakiegoś dzielnego człowieka, wojownika. Można było wejść na podwyższenie wokół niego, wykonane również z brązu, schodkami. Entainel rozglądnął się, wykonując gwałtowne ruchy głową.
- Eeem... Ent... Entainel... - Zaczął Evmar nieśmiało, patrząc na Entainel'a. - Tam jest sklep z tymi ziołami i miksturami, które... - Mówił, wskazując na budynek niedaleko. Urwał mu Entainel, który pociągnął go w jego stronę. Do budynku były dwa wejścia. Nad oboma zawieszone były drewniane tablice, na których wyrzeźbione były mikstury, a pod nimi napis "Sklep Magiczny". Entainel przy wejściu zatrzymał się i spojrzał na tą tabliczkę, upewniając się, że dobrze idą. Wszedł z Evmar'em do środka. Puścił jego rękę. Ten złapał za nią i pomasował w miejscu, gdzie była ściskana przez Entainel'a. Za blatem, rozciągającym się wzdłuż najdłuższej ściany, na wprost wejścia stało dwóch mężczyzn. Jeden z czarnymi, długimi włosami do ramion i niewielkim zarostem, drugi... Taki sam. Najwyraźniej byli bliźniakami. Jeden stał przy blacie i opierał o niego głowę. Jego mina była znudzona wyraźnie. Drugi przy stoliku w roku przyrządzał jakąś miksturę. Unosiły się nad nią różne pyły, bąbelki, nad niektórymi po prostu dym jakiegoś koloru. Ten stojący przy blacie podniósł się leniwie. Ziewnął, nawet nie racząc zasłonić swoich ust dłonią.
- Bardzo żywy gość, nie spodziewałbym się, że tacy po ziemi chodzą... - Powiedział pod nosem Entainel, podnosząc jedną brew.
- Bracie, mamy gości. - Powiedział ospałym głosem do tego przyrządzającego mikstury.
- Obsłuż ich zatem, i tak niczego przez cały dzień nie robisz. - Odparł mu tamten. Dwóch braci, dwa przeciwieństwa - jeden leń, drugi żywy, pracujący.
- No dobra. - Powiedział drugi, zakładając ręce na siebie. - I kto tu jest leń... - Mruknął pod nosem. Evmar i Entainel zaśmiali się lekko.
- Co panowie chcą? - Powiedział, opierając się rękami o blat i patrząc na obu chłopaków. Evmar pokazał mu swą rękę. Sprzedawca popatrzył zastanawiająco się na nią.
- No widzę. To czego chcecie? - Spytał. Entainel złapał się za głowę i pokręcił nią.
- Bystry to on nie jest... - Mruknął Evmar i oboje zaczęli się lekko śmiać.
- Widzi pan tą ranę. Chcemy ją czymś odkazić, nie mamy czasu do stracenia. - Powiedział Entainel do sprzedawcy. Zaczęło go powoli denerwować zachowanie sprzedawcy. Spieszyło im się, a zatrzymano ich już raz, a teraz jeszcze jakiś sprzedawca, jak już są na miejscu...
- No a skąd ja mam wiedzieć? - Powiedział sprzedawca, poddenerwowany również. Jego brat już najwyraźniej nie mogąc wytrzymać przez jego zachowanie oderwał się od pracy nad miksturą i odepchnął go od blatu jedną ręką. Wziął wszystkie zioła, leżące na stole i rozłożył je na blacie. Jedne były ciemnozielone, drugie jasnozielone, jedne pomarańczowe, niektóre jasnoczerwone.
- Pokaż no, chłopcze, tą ranę. - Powiedział do niego mężczyzna. Evmar podszedł i pokazał mu swoją rękę. Mężczyzna złapał za nią i przyglądnął się jej. Na głowie miał okulary, które naciągnął na oczy.
- Tak, tak... Ugryzienie wilka... Tu nie ma czasu do zastanawiania się. - Powiedział, bardziej do siebie, niż do nich. Podwinął rękaw Evmar'a i owinął wokół rany kilka ziół, zakrywając ją całkowicie. Wyciągnął z szuflady jakiś sznur, którym również obwiązał jego rękę, by zioła się trzymały. Puścił jego rękę.
- Trzymaj ją tak i poczekaj moment.
Sprzedawca podszedł do stolika, do którego dodał kilka ziół, wsypał jakiś proszek i wymieszał ze sobą wszystko. Mikstura przybrała kolor pomarańczowy. Postawił ją na blacie. Odwiązał sznur z ręki chłopaka i ściągnął zioła. Na ową ranę wylał kilka kropel mikstury. Evmar zasyczał cicho z bólu.
- Teraz powinno być już w porządku. - Powiedział mężczyzna uśmiechając się.
- Dziękujemy bardzo. - Powiedzieli prawie równocześnie.
- Ile płacimy? - Spytał Entainel. Sam nie miał grosza przy duszy, jednak nie będzie wychodził ze sklepu nie płacąc...
- Oh, tak. Pięć miedzianych monet. - Odrzekł im sprzedawca. Tamten drugi, nieco naburmuszony, stał obok, nawet na nich nie patrząc. Nie na niego teraz jednak zwracali uwagę. Evmar zaczął grzebać ręką w kieszeni swoich spodni. Wyciągnął z niej kilka miedzianych monet. Rozsypał je na blacie. Było ich koło piętnastu. Zgarnął dziesięć, zostawiając równe pięć.
- Dziękuję bardzo. - Powiedział, schylając głowę w geście podziękowania. Starał się już być mniej nieśmiały, tak jak Entainel.
- Chodźmy. - Powiedział do Eintainel'a. Ten skinął głową i razem wyszli ze sklepu.

Offline

 

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.lekarski3.pun.pl www.kings-of-hell.pun.pl www.multiplayer-online.pun.pl www.korsarz.pun.pl www.rbd-rebelde-rbd.pun.pl