Gość
(Off: "Musisz się mścić na innych, bo ktoś kiedyś zrobił krzywdę tobie?!" - Skąd ja to znam? )
- To co robię lub czego nie robię to tylko i wyłącznie moja sprawa! - krzyknęłam - Nawet mnie nie znasz, a tak surowo oceniasz! Ci co mnie skrzywdzili nigdy nie będą wiedzieć jaką wielką traumę wyrobili na mej przeszłości! Ale to dla nikogo nieważne! Bo przecież widzisz we mnie wyłącznie cholerną sadystkę, która tylko torturowałaby ludzi! Jesteś tak samo płytki jak Ci, którzy mnie skrzywdzili... Popatrz tylko na swojego brata! Nic mu nie zrobiłam, ani zrobić nie chciałam, a mimo to się zemścił. Dlaczego? Bo za szybko mnie ocenił! - zamilkłam. Moje serce waliło w prędkością karabinu maszynowego. Czułam to samo uczucie co wtedy przy Arturze. Myślałam, że to nigdy się nie powtórzy... Ale oni są zupełnie tacy sami jak on... Ale to ze mną jest coś nie tak... A ja to wiem:
"Jesteś zupełnie jak Long Feng, torturujesz ludzi dla przyjemności i zabawy." - przeszły mi przez myśl słowa ukochanego. Ale co on może wiedzieć?! Wyrobił sobie w moich oczach tę samą reputację co oni...
Akira
-No nareszcie zrozumiałaś...- Powiedziałem trochę zwracając całą akcję.- Przyznałaś się, że nie jesteś taka na jaką wyglądasz. Pokazałaś swoją dobrą stronę. Więc...- Uśmiechnąłem się. - Skoro już potrafisz przyznać, że nie jesteś jakąś sadystką, tylko czuła i miła, to może dajmy sobie wreszcie święty spokój?- Popatrzałem na Arikę. Wzrokiem zgodził się ze mną.
Offline
Gość
Wybuchłam śmiechem.
- Co?! - wrzasnęłam wyszydzając z chłopaków - Myślisz, że tak po prostu Ci wybaczę!? - zwróciłam się do Akiry - Pamiętasz jak Artur powiedział Ci, żebyś mi nie wchodził w drogę? Nie posłuchałeś jego rady, więc teraz zapłacisz za mój złamany nos własną krwią! Nie mogłam zabić Garey'a, nie zabiłam Artura, więc Twoja śmierć będzie pocieszeniem(Off: No, a Longuś? xD)... - uśmiechnęłam się złowieszczo - Z Twoim bratem to jeszcze nie wiem co zrobię... - tutaj zmierzyłam ,,Eigo" wzrokiem - Może zniewolę. Nie wiem... - wzruszyłam nonszalancko ramionami - A teraz... - mówiąc to chwyciłam sztylet i wyciągnęłam rękę w stronę Akiry podnosząc ją na wysokość mego oka.
Użytkownik
Odkąd weszłam do tego pomieszczenia wiedziałam, że coś się będzie działo. Ale nie wiedziałam, że coś takiego! Zszokowana siedziałam na krześle. Przyglądałam się tej bardzo dziwnej sytuacji. Nie wiedziałam o co chodzi. Dlaczego Nickia zachowuje się tak dziwnie?
- Czy ktoś mi może powiedzieć co tu się tak właściwie dzieje? - Zapytałam.
Offline
Gość
- Ja Ci powiem co tu się dzieję... - powiedziałam patrząc na Akirę i uśmiechając się szyderczo - Teraz Trochę zabawimy się z naszymi chłopcami. Powiedz mi, Akira... Czy wart było mi "udowadniać mi, że jestem chora"? Teraz przez głupi kamyczek zginiesz...
-Jakoś za bardzo nie mam po co żyć.- Uśmiechnąłem się.-Jednak popatrz: Ty mnie zgładzisz, mego brata zniewolisz...I co dalej? Zrobisz z nas choinkę? A może przyozdobisz ściany moimi wnętrznościami?- Przyszykowałem się do najgorszego. - Teraz nie potrzebuję życzenia. Zrobiłem to, co do mnie należy. Streszczaj się.-
Offline
Gość
Zaśmiałam się.
- No co ty, Akira?! Jestem księżniczką sadystów, nie zabiłabym Ci ot tak nożem. To za banalne. - zaraz po tym zbliżyłam ostrze do swego prawego oka. - Zrobiłabym to batem, ale jakie jest prawdopodobieństwo, że trafię? Żadne. - zaraz po tych słowach przecięłam sobie skórę pod prawym okiem tak samo jak kilka miesięcy temu, gdy byłam po jeziorem. Zaraz z rany wytrysnęła krew i strugą wartką zaczęła płynąć po mym policzku. Znów wyglądało jakbym płakała krwią. Podeszłam do szafki i wyciągnęłam z niej szmatkę, a wkładając do szuflady sztylet, wytarłam krew.
- Dobrze... - odparłam spokojnie siadając na krześle. - A teraz muszę wymyślić jakąś okrutną śmierć. Bo przecież taki więzień nie może normalnie umrzeć... Hmm... Może by tak... - zawiesiłam głos mierząc chłopaka wzrokiem - ...powiesić Cię. - tutaj uśmiechnęłam się złowieszczo. - Albo utopić...Wiem! - to mówiąc wstałam - Dzisiaj w celi będzie małe ognisko, na które zapraszam Cię, Eigo. Będziesz miał najlepsze miejsce, by zobaczyć jak Twój braciszek płonie żywcem... - tutaj posłałam zabójce spojrzenie Akirze.
Zaraz po tym kazałam Dai lee skuć obojgu i zaprowadzić do specyficznej celi. Ponieważ nad Laogai nie było miejsca do palenia skazańców toteż powstała ta cela: Miała dwa pomieszczenia, lecz zamiast ściany między nimi była potężna szyba. Obok okna były drzwi - jedyne wejście łączone sale(coś w stylu studia nagraniowego). Jedna(główna) była pusta i mała. Przy szybie stało duże krzesło. Druga zaś(ta za oknem) wypełniona była różnymi od rębami drewna, a na ścianie zamieszczone były potężne kajdany. Na suficie jednak była potężna dziura od komina. Tamtędy właśnie wypuszczana była czadź i dym po zakończonej egzekucji. Dai lee zaprowadzili naszą czwórkę do owych sal. Na duże krzesło siłą posadzili Eigo, a ja z Akirą weszłam do sali wypenionej drewnem. Zakuwając chłopaka w kajdany odparłam:
- Na pewno nie chcesz życzenia? Mogę okazać litość Twemu bratu. Wystarczy powiedzieć..
(off: Jeśli przesadziłam to mi powiedz >.<)
(Off: I to jak? Teraz Arika sobie pobeczy...)
Arika
Patrzał na dziewczynę. -Powiedz, a czy ktoś próbował zabić ciebie? BO JAK NIE, TO SIĘ ZGŁASZAM!!!- Akira i tak nie uspokoił brata.-Każdy dzień spędzony rzez niego, każda noc i ranek...Jeśli to zrobisz, obiecuję ci, że cię zabije!!!-
Spocił się. Był w takiej złości...
Offline
Gość
- Zamilcz! - wrzasnęłam na skutego czarnowłosego - Z Tobą rozprawię się później i mogę Ci przyrzec, że nie będziesz mógł mnie nawet dotknąć. Jesteś teraz moim niewolnikiem i nie masz prawa własnego zdania! A co do Ciebie... - tutaj zwróciłam się do Akiry - To chcesz coś powiedzieć bratu, lub mnie zanim umrzesz? - to mówiąc wzięła do ręki pochodnie, którą podał mi jeden z Dai lee. - Nie masz za dużo czasu... - uśmiechnęła się złowieszczo.
Arika
(Off: No to papa Aikś)
-Do widzenia...- Powiedziałem i mrugnąłem Arice. On niestety pogrążył się w niesłychanym smutku, czekając na mój nieokiełznany wyrok. Wszystko. Wszystko stracone.
Ostatnio edytowany przez Akira (2010-06-20 21:54:29)
Offline
Gość
Zdziwiłam się, że milczał w stosunku do mnie. Żadnego "Nienawidzę Cię" lub "Jesteś chora...". Może dlatego, że ja to wiem? Chciałam i byłam pewna, że się do mnie odezwie, a tu taka niespodzianka. Milcząc zbliżyłam się do twarzy chłopaka, a gdy już byłam bardzo blisko szepnęłam:
- Szkoda, że musiało się to tak skończyć... - zamilkłam po czym dodałam - Byłby z Ciebie dobry sojusznik i kto wie... Może i pan Dai lee... - to powiedziawszy pocałowałam chłopaka w policzek, a odsuwając się, odparłam:
- Co do Twojej śmierci to robimy tak. Widzisz pochodnię? Wsadzę Ci ją w usta. Masz wybór: możesz ją upuścić i pogrążyć w płomieniach, lub trzymać w ustach co i tak się skończy śmiercią, gdyż pochodnia działa jak potężna zapałka. Ogień będzie się przemieszczał, aż spali drewno całkowicie. Gdy będziesz ją trzymał po jakimś czasie ogień dojdzie do twych ust, a co za tym idzie, upuścisz ją z bólu. Jeśli jednak wytrzymasz i pochodnia całkowicie spłonie w Twoich ustach to... Sama się tym zajmę... - tutaj uśmiechnęłam się obiecująco. Chwilę po tym, siłą, wsadziłam pochodnię w usta chłopaka i wyszłam z pomieszczenia, a stając obok związanego Eigo, puściłam "oczko" Akirze i szepnęłam, by nikt nie usłyszał:
- Wytrzymaj, proszę...
(Off: A teraz Adek ładnie się pochwali jak potrafi wspaniale opisywać swoją śmierć. Choć może i nie... ; ])
Użytkownik
Nie chciałam być świadkiem takiej sytuacji. Powoli i po cichu wyszłam z tego dziwnego pomieszczenia. Później normalnym już krokiem szłam przez korytarze, które wiły się jak jakieś robaki. Kiedy Wyszłam na zewnątrz odetchnęłam świeżym powietrzem i ruszyłam przed siebie. Znowu nie wiedziałam co z sobą zrobić.
Offline
Akira
Akira stoi w wielkiej, białej pustce. Przed nim stoi przeogromny symbol, Yin-Yang. Biała cześć zaczyna świecić. Białowłosy chłopak dotyka jej, po czym znika na zawsze spod ludzkiej postaci. Teraz wszystko zależy od jedynego brata.
Jego ciało plonie. Jednak dalej trzyma pochodnie. Ogień go zabija, męczy. Wysysa z niego życie. A jego biedny brat, ten wesoły nastolatek, już nie ma chęci do życia. Ono dla niego już jest nieistotne.
Offline
Gość
Stałam z tyłu sali, gdyż nie chciałam, by ktokolwiek widział teraz mą twarz. Jawił się na niej głuchy uśmiech... Z szarych oczu leciały łzy... Z lewego, na całej długości, czysta, srebrna łza. Z prawego zaś płynęła czysta łza tylko przez malutki ułamek sekundy. Na swej drodze mieszała się z nieczystą krwią z przeciętej rany i już przez cały policzek płynęła krwista łza... Ale uśmiechałam się. Uśmiechałam się tak samo jak wtedy, gdy mój pan umarł. Choć nikt nie widział mego uśmiechu... Wytarłam grzbietem dłoni łzy i... ku memu zdziwieniu krwi nie było. Przejechałam palcem po miejscu, gdzie była szrama. Lecz była gdyż... jakimś cudem znikła. Wzruszyłam ramionami i, już z pokerową miną, podeszłam do Eigo.
- Ładne widowisko, nieprawdaż? - odparłam z szyderczym uśmiechem patrząc na ciało trawiące przez ogień - Szkoda, że nie było widać krwi... Ale mówi się trudno. - mówiłam spokojnie i opanowanie, by rozzłościć związanego, że mówię o śmierci jego brata tak lekko - Mam nadzieję, że się podobało? Prawdę mówiąc mogłam wymyślić bardziej spektakularną śmierć, lecz nie miałam weny twórczej... - zaśmiałam się. - Poczekać aż chłopak spłonie po czym usunąć popiół. - rozkazałam Dai lee. Zaraz po tym spojrzałam a Eigo, a łapiąc go okrutnie za włosy rzuciłam:
- A tego tutaj skuć i przyprowadzić do mojego pokoju... - po tych słowach wyszłam i udałam się do mojego pokoju.
***
Po chwili usłyszałam pukanie. Powiedziałam niedbale "Wejść", a zaraz do mego pokoju zawitał skuty Eigo w towarzystwie dwóch Dai lee. Oni posadzili go na krześle i wyszli.
- No, Eigo... - odparłam nonszalancko zarzucając nogę na nogę - Twój brat nie żyje. Teraz zadam ci pytanie... Chcesz bym Cię uwolniła?
(Off: Jeśli się nie zgadzasz na to co jest napisane po gwiazdkach to mi powiedz, a ja to skasuje, ok?)
-I tak już nie żyje, więc proszę. Tak, uwolnij mnie.- Oczy Ariki były pełne spokoju. Ale on już nie żył. Życie odebrano mu w chwili śmierci brata. A jednak, zgadza się z tym, e to Akira jest jego bratem. Choć teraz to już nic się nie liczy. Nawet on sam da siebie.
Offline